Jeśli chcesz nadal czytać najnowsze posty na tym blogu, dodaj się ponownie do obserwatorów (najpierw usuń siebie, potem dodaj). Zmieniłam jakiś czas temu adres bloga, dlatego teraz moje ostatnio dodane posty wyświetlają się tylko tym, którzy dodali się do obserwatorów po tej zmianie. Będę bardzo wdzięczna, jeśli jeszcze tu wrócisz. :)

czwartek, 31 stycznia 2013

Folwark zwierzęcy - George Orwell

Tytuł: Folwark zwierzęcy
Autor: George Orwell
Wydawnictwo: Muza
Stron: 136

Na karty historii całego świata wpisanych zostało wiele zwycięstw i tyle samo porażek. Pamięć o nich umożliwia nam niepopełnianie tych samych błędów, których dopuścili się nasi poprzednicy. Dzięki takim książkom jak „Folwark zwierzęcy” możemy spojrzeć na nie z innej strony i urozmaicić naszą edukację.

George Orwell to jeden z bardziej znanych pisarzy angielskich, uczestnik hiszpańskiej wojny domowej, zagorzały krytyk totalitaryzmu.

Teraz kilka słów o treści. W „Folwarku Dworskim”, który jest własnością pana Jonesa, wybucha bunt. Zwierzęta są niezadowolone z powodu okrutnego traktowania ich przez ludzi i postanawiają walczyć o swój byt. Wypędzają właściciela, a swoimi przywódcami mianują świnie, na czele ze Snowballem i Napoleonem. Ustalają własne zasady współżycia oparte na ideałach wolności, równości i braterstwa. Początkowo życie w folwarku przebiega tak, jak zapowiadano, zwierzęta żyją w dostatku, czują się bezpiecznie, jednak po pewnym czasie następują zmiany. Napoleon staje się tyranem, zmienia prawa, pławi się w luksusach, wykorzystuje swoich poddanych, zmuszając ich do katorżniczej pracy i jednocześnie robiąc im pranie mózgu. Mieszkańcy gospodarstwa są przekonani, że biorą udział w budowaniu nowej, lepszej rzeczywistości.

Bohaterami książki Georga Orwella są zwierzęta. Każde z nich posiada inne znaczenie przenośne. Zrozumienie stanowisk, które reprezentują, nie było dla mnie żadnym problemem, jednak przy rozpatrzeniu ich w kontekście historycznym posiłkowałam się podręcznikami, dzięki czemu poszerzyłam swoją marną wiedzę historyczną. Ze źródeł okazało się, że jest to głównie satyra rewolucji rosyjskiej, czyli jak spod niewoli dotrzeć do niewoli poprzez takie postulaty jak to, że wszyscy są równi, ale niektórzy równiejsi…
Zwierzęta w ogrodzie patrzyły to na świnię, to na człowieka, potem znów na świnię i na człowieka, ale nikt już nie mógł się połapać, kto jest kim.

Trudno mi stwierdzić, że polubiłam którąś z postaci, gdyż w książkach zazwyczaj mam do czynienia z ludźmi, z którymi dużo łatwiej jest mi się utożsamić. Mogę powiedzieć tylko, że najbardziej spodobała mi się postawa konia Boxera. Mimo że nie jest on wybitnie inteligentny, nie rozumie, że rządy Napoleona są niesprawiedliwe, to jednak jest stworzeniem bardzo pracowitym, skromnym i uczciwym, umie poświęcić się dla innych. Boxer to symboliczne przedstawienie roli robotników w rewolucji, o której za chwilę.

Powieść jest niewielkich rozmiarów, szybko się ją czyta, język jest prosty i zrozumiały, dzięki czemu bardzo uwidacznia się zastosowana przez Orwella satyra. Dzieło to wyśmiewa ustrój komunistyczny, w którym system sprawowania władzy jest oparty na kłamstwie i manipulacji społeczeństwem za pomocą zastraszania. Jest podobny trochę do bajki zwierzęcej, potwierdza starą tezę, że rewolucja pożera własne dzieci. „Folwark zwierzęcy” ma charakter dydaktyczny, uczy, wykorzystując moc absurdu, którego nie sposób nie zauważyć. Moim zdaniem jest to książka, którą każdy powinien poznać. Chociaż nie wywołała u mnie wypieków na twarzy, nie podwyższyła mi temperatury, była dobrą lekcją, którą z pewnością zapamiętam.

Moja ocena: 7/10

***
Koniec stycznia = niedługo koniec ferii, prawie na każdym blogu podsumowanie miesiąca. Ja tym razem się wstrzymam, nie mam czym się pochwalić, na tle wszystkich bloggerów wypadam bardzo słabo, przeczytałam tylko 5 książek, jestem dumna tylko z tego, że wszystkie udało mi się zrecenzować (wciąż nie wiem, czy mogę tak nazwać moje teksty). Mam nadzieję, że w lutym uzyskam lepsze wyniki i będę w stanie pochwalić się nimi na swoim blogu. (:
Uciekam uczyć się geografii, te konkursy przedmiotowe wyprowadzają mnie już z równowagi. Dlaczego ja się do nich pozgłaszałam, skoro mam już jednego laureata?! Na tym zakończę swe rozmyślania.

Miłego weekendu!    
*nie mogę się nadziwić, że mój blog ma już lekko ponad 40 obserwatorów. : O

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Buszujący w zbożu - Jerome David Salinger

Tytuł: "Buszujący w zbożu"
Autor: Jerome David Salinger
Wydawnictwo: Albatros
Stron: 304

Zazwyczaj większość ludzi przechodzi w swoim życiu okres buntu, a dzieje się to najczęściej między 14 a 17 rokiem życia (chociaż zdarzają się odchylenia od normy tj. mój nauczyciel od niemieckiego, który twierdzi, że okres buntu nadal przechodzi). Wtedy młody człowiek intensywnie podąża ku dorosłości, oddala się od rodziców w poszukiwaniu szeroko rozumianej wolności, akceptacji, których z jego perspektywy mu brakuje. Tak naprawdę osoba taka potrzebuje zrozumienia, szczerej rozmowy, co pomoże jej odnaleźć się w tej poplątanej rzeczywistości.

Holden Caulfield to podręcznikowy przykład buntownika. Zostaje po raz kolejny wyrzucony ze szkoły, czym oczywiście nie za bardzo się przejmuje. Nie interesuje go nauka, więc nie widzi potrzeby jej kontynuowania. Z powodu kłótni z kolegą zamieszkującym z nim w pokoju, chłopak ucieka z placówki kilka dni przed tym, kiedy jego rodzice mają go odebrać. Nocuje w hotelu, kilkukrotnie się upija, włóczy się po mieście, poznaje nowych ludzi, dręczy swoimi telefonami znajomych, spotyka się z nimi, popełnia wiele głupstw, dużo rozmyśla i jednym słowem poznaje blaski i cienie samotnego życia.

Jerome Salinger posłużył się w tej książce narracją pierwszoosobową. O wszystkich wydarzeniach opowiada Holden, dzięki czemu mogłam go dobrze poznać, dowiedzieć się, co myśli o niektórych sprawach, ludziach, a co za tym idzie - wyrobić swoje zdanie na temat jego osoby. Myślę, że wybór akurat tego sposobu narracji był najlepszym z możliwych.

Jeśli chodzi o język powieści, tu sytuacja wygląda dużo gorzej. Autor użył tylu wulgaryzmów, że czytanie było miejscami męką. Rozumiem, że zapewne miał na celu zmniejszenie dystansu pomiędzy czytelnikami a światem przedstawionym, ale przecież we wszystkim trzeba zachować umiar. Częste zwroty typu: Serio.(...) jeśli chcecie znać prawdę, Słowo daję. po prostu mnie irytowały i ani trochę nie zbliżały do narratora.

Akcja w książce jest bardzo powolna. Czasami miałam wrażenie, że zatrzymuje się w miejscu i po prostu przez kilka stron nic się nie dzieje, jednym słowem - monotonia.

Główny bohater, Holden strasznie mnie denerwował. Nic mu się nie podoba, jest powierzchowny, zachowuje się jak rozkapryszone dziecko, mimo że ma już 16 lat. Narzeka na świat, ludzi, ogólnie krytykuje wszystko wokoło oprócz siebie, pozostaje biernym obserwatorem i komentatorem tego, co złego dzieje się na świecie (to akurat potrafi dostrzec), zamiast przejść do konkretnych działań, wciąż snuje nierealne plany. Nie sugeruję, że powinien dokonać podboju świata, jak za dotknięciem magicznej różdżki usunąć to co złe, przywrócić to co dobre. Chodzi mi raczej o to, żeby zaczął od zmiany siebie. Niestety Holden nadal upija się, pali papierosy, niszczy swoje zdrowie i popada w coraz większą paranoję. Jedyną rzeczą, którą mi zaimponował, było jego przywiązanie do młodszej siostrzyczki - Phoebe, dla niej był w stanie zrobić naprawdę wiele.

"Buszujący w zbożu" wbrew pozorom nie miał być zbiorem zwierzeń rozstrojonego psychicznie nastolatka, ale pozycją, którą po przeczytaniu trzeba "przetrawić", przemyśleć, to zdążyłam zrozumieć jeszcze w trakcie czytania. Z pewnością jest to książka o szukaniu swojego miejsca na ziemi, własnej tożsamości i rozpatrywaniu przyszłości w obliczu teraźniejszości. Szkoda, że wykonanie nie szło w parze z koncepcją, być może inaczej oceniłabym tę książkę, gdyby tak było. W tej sytuacji mogę tylko powiedzieć, że nie przypadła mi do gustu i raczej do niej nie wrócę.

Mimo że z lektury "Buszującego w zbożu" nie dowiedziałam się niczego nowego, nie odradzam nikomu tej pozycji. Przecież nie wszyscy zinterpretują ją tak samo, czytelnik x będzie zły, że zmarnował swój czas na takiego gniota, czytelnik y będzie zachwycony i zechce zmieniać świat, dlatego warto spróbować i przekonać się samemu, jaki jest mechanizm tej książki.

Moja ocena: 3/10

***
Przez chwilę myślałam, że to moja najkrótsza recenzja, ale coś mi się chyba przewidziało, teraz zwiększyłam czcionkę na blogu i jakoś inaczej to wszystko wygląda.
Powinnam uczyć się geografii, od razu po feriach mam konkurs, powinnam robić prezentację na chemię, powinnam odrobić lekcje... Ale mi się nie chce. : < 
Zmuszę się, przeczytam przynajmniej I część materiałów, a potem oddam się lekturze "Folwarku zwierzęcego". Taki mam plan. (:
Adiós!

środa, 23 stycznia 2013

Kod królów - Pierdomenico Baccalario

Tytuł: "Kod królów"
Autor: Pierdomenico Baccalario
Wydawnictwo: Zielona Sowa
Stron: 336

Książka o książkach? Moja odpowiedź zawsze brzmi "Tak". A jeśli jest to jeszcze naprawdę dobra i ciekawa pozycja - jestem w siódmym niebie.

Pierdomenico Baccalario to pochodzący z Piemontu pisarz, który zyskał uznanie wielu czytelników na świecie dzięki serii "Ulysses Moore", z wykształcenia prawnik, z zamiłowania właściciel potężnej biblioteki.

Beatrycze to zwykła czternastolatka. Jej rodzice wyjechali do Ameryki, a ona spędza lato u swojego wujka Glauca, mieszkającego w Turynie. Brat mamy dziewczyny jest właścicielem księgarni antykwarycznej "Pod złotym słońcem". Beatrycze nie jest zachwycona wizją wakacji w otoczeniu półek z książkami. Nie wie jednak, że za sprawą wizyty jednej klientki, potencjalnie nudne lato stanie się niezapomnianą przygodą. Bea i Glauco będę poszukiwać kilkunastu wyjątkowych książek , które są kluczem do poznania uniwersalnego języka świata, Języka Królów. Czy w porę zorientują się do czego potrzebne są te dzieła chciwemu zleceniodawcy Zakharowi?

Od razu wiedziałam, że "Kod królów" to książka dla mnie, ponieważ wydarzenia rozgrywają się we Włoszech (to kraj, który chcę odwiedzić), a dokładnie w Turynie. Dzięki tej książce mogłam przenieść się do tego uroczego miasta i wraz z głównymi bohaterami przemierzać turyńskie uliczki, zjeść obiad w kawiarence, poznać podziemny świat bezdomnych i zwiedzić muzea, nie wychodząc z domu. A wszystko to dzięki wyobraźni, którą pobudziły plastyczne opisy tego pięknego, "innego" świata z perspektywy dnia i nocy.

Cała powieść jest oparta na jednym wątku - poszukiwaniu książek i związanego z nimi Słownika. Jednak nieskomplikowaną fabułę ubarwia zawiła historia Języka Królów, którą miałam okazję poznawać wraz z głównymi bohaterami. Początek jest raczej spokojny i nie obfituje w żadne ekscytujące wydarzenia, ale to dosyć myląca zapowiedź tego, co wydarzy się później. Rozwój wypadków gwarantuje zastrzyk emocji.

Autor wykreował naprawdę ciekawe i na swój sposób wyjątkowe postacie. Większość z nich należy do środowiska bibliotekarzy, księgarzy i kolekcjonerów książek, są to dosyć ekscentryczni ludzie, nie mniej jednak interesujący. Główna bohaterka, Beatrycze, przebywając ze swoim wujkiem, ma okazję zapoznać się z tajemniczym światem białych kruków, ex librisów, mimo że nie należy do pasjonatów literatury. Przyznam się, że na początku jej nie polubiłam. Zwykła, bystra dziewczyna i tyle. Dopiero późniejsze wydarzenia uświadomiły mi, że jest ona odważna i zawsze gotowa do pomocy tym, którzy są w potrzebie. Glauco to kolejna sympatyczna postać, która zyskała mój szacunek. Wszystkie swoje książki traktuje z namaszczeniem i nie kolekcjonuje ich dla zysku, robi to, bo je kocha. Jest także miłym i mądrym człowiekiem, uczy swoją siostrzenicę dostrzegać piękno w szeleszczących stronicach oprawionych okładkami.

Książki są żyjącymi istotami, rodzą się, stają się członkami twojej rodziny, a potem, jeśli są źle traktowane, w końcu... odchodzą.


Prosty język, którym posłużył się pan Baccalario, spowodował, że błyskawicznie pochłonęłam książkę. Teraz żałuję, że stało się to aż tak szybko. Przyjemnie mi się czytało także za sprawą ogromnej czcionki. Mimo kilku literówek, które udało mi się wychwycić, jestem i tak zadowolona z tego wydania.


"Kod królów", chociaż jest skierowany do młodzieży, polecam wszystkim, niezależnie od wieku. To książka, która intryguje, zachwyca i skłania do refleksji, co czyni ją naprawdę interesującą i unikalną lekturą. Wystarczy tylko przewrócić kilka jej stron, by poczuć zapach podstarzałych woluminów i niesamowitej przygody...

Moja ocena: 9+/10


***
Nareszcie ferie! Mam czas na czytanie książek, leniuchowanie, spotkania z przyjaciółką i saneczki (najbliższe i pierwsze w tym roku, już jutro). (: Z poniedziałku na wtorek nocowałam w szkole, moja nauczycielka z polskiego zorganizowała nocny maraton filmowy. Obejrzałam tylko jeden film - jakiś beznadziejny, bardziej śmieszny niż straszny horror. Całą noc spędziłam z koleżankami i kolegami na mrocznych korytarzach szkoły grając w karty, chowanego i mafię (naprawdę interesująca gra!). To była chyba najlepsza noc filmowa, na jakiej byłam (a byłam już razem na 3). 

środa, 16 stycznia 2013

Przygody Sherlocka Holmesa - Arthur Conan Doyle

Tytuł: "Przygody Sherlocka Holmesa"
Autor: Arthur Conan Doyle
Wydawnictwo: IBIS
Stron: 240

Sherlock Holmes, specjalista w dziedzinie kryminalistyki, który trwale wpisał się kanony literatury i kultury popularnej. Czy jest ktoś, kto nigdy nie słyszał tego nazwiska? Jego istnienie zapoczątkował Arthur Conan Doyle, urodzony w Szkocji lekarz, a z zamiłowania podróżnik.

Moje pierwsze obcowanie z twórczością tego pisarza rozpoczęłam od przeczytania dwóch opowiadań detektywistycznych: "Pies Baskerville'ów" i "Pięć pestek pomarańczy". Miałam okazję przenieść się do XIX-wiecznej Anglii i słuchać opowieści dr Watsona o przygodach, których uczestnikiem był on i Sherlock Holmes. John H. Watson to nie kto inny, jak lekarz wojskowy i przyjaciel głównego bohatera.

Pierwsze opowiadanie zaczyna się od spotkania detektywa i jego współpracownika z dr Mortimerem, który przedstawia im zagadkę "psa Baskerville'ów". Otóż mężczyzna ten pokazuje Holmesowi gazetę zawierającą szczegóły tragicznej śmierci sir Karola Baskerville'a, zmarłego kilka dni wcześniej na atak serca (przynajmniej tak twierdzą biegli). Właściciel sporego majątku udał się na codzienny spacer i już z niego nie wrócił. Znaleziono tylko jego ciało. Zwłoki leżały przodem do ziemi, a twarz była wykrzywiona ze strachu. Dr Mortimer obawia się, że przyczyną śmierci jego przyjaciela było fatum ciążące nad jego rodem. Legenda mówi o upiornym psie, pojawiającym się na moczarach. Podobno to właśnie spotkania z nim doprowadziły do zgonu niektórych członków rodziny. Sherlock Holmes podejmuje się rozwiązania tej zagadki. Czy zdąży on ustrzec przed śmiercią sir Henryka, który przejął spadek po zmarłym? Kto lub co zabiło sir Karola: lokaj i jego żona, którzy ostatnio dziwnie się zachowują, Laura Lyons czy może siły nadprzyrodzone? 

Druga historia jest zdecydowanie krótsza od pierwszej. Do śledczego przychodzi młody John Openshaw. Mężczyzna otrzymał tajemniczy list, do którego załączone zostały pestki pomarańczy. Jego nadawcą jest niejaki K.K.K. Przerażony adresat boi się, że umrze tak samo jak jego ojciec i wuj po otrzymaniu takiej przesyłki. Czy sławny detektyw upora się z tą zagadką? Odpowiedzi szukajcie w książce.

Prawdę mówiąc, bardziej spodobało mi się opowiadanie "Pies Baskerville'ów". Jest oparte na wielu wątkach, zagadka upiornego psa przeplata się z tajemnicami rodzinnymi, swoje 5 minut ma także miłość. Akcja rozwija się stopniowo, najpierw powoli, śledztwo jest prowadzone w Londynie, nabiera tempa, kiedy współpracownik Holmesa wyjeżdża do Baskerville Hall, a prędkość maksymalną osiąga na koniec, gdy detektywi są coraz bliżej rozwiązania zagadki. Lubię, kiedy mogę trochę dłużej nacieszyć się czytaną historią, a emocje są mi odpowiednio dawkowane. Częste zwroty akcji nie pozwoliły mi na ani chwilę nudy, czytając, nie potrafiłam przewidzieć, co zdarzy się na następnej stronie, nie mówiąc już o kolejnym rozdziale.

Teraz przejdę do głównego bohatera książki. Sherlock Holmes jest bardzo spostrzegawczy i błyskotliwy, zawsze skupia się na szczegółach przy rozwiązywaniu zagadek. Dokładnie analizuje wydarzenia i fakty, które są w zasięgu jego wiedzy. Dzięki wrodzonemu intelektowi posługuje się metodą dedukcji, czyli wyciąganiu wniosków na podstawie zebranych przesłanek. Od razu polubiłam tego ciekawego człowieka w kraciastym płaszczu z nieodłączną fajką w zębach. Moją sympatię zyskał dzięki swojej inteligencji i umiejętności uważnego słuchania tego, co mają mu do powiedzenia inni ludzie.

Człowiek umiejący doskonale rozumować [...] powinien, mając do dyspozycji jeden, zasadniczy dla wszystkich aspektów sprawy fakt, umieć wysnuć z niego nie tylko cały łańcuch przyczyn, które do niego doprowadziły, ale także skutków, które z niego wypłyną.

Dr Watson także nie pozostał mi obojętny. Ten prostoduszny, poczciwy mężczyzna jest bardzo dobrym uczniem swojego mistrza i świetnie sobie radzi nawet bez jego pomocy. Ciekawie opowiada o wydarzeniach, które dotyczą śledztwa, czasami pokusi się nawet o przedstawienie swojej opinii na temat jakiejś osoby czy zdarzenia.

W książce przeważają zdania złożone i wielokrotnie złożone, co jednak nie sprawiło, że wolno mi się czytało, wręcz przeciwnie. Świetnie się bawiłam, poznając przygody Sherlocka i jego przyjaciela oraz uczestnicząc z nimi w szukaniu odpowiedzi na dręczące ich pytania. Myślę, że po przeczytaniu tej książki będę zwracała większą uwagę na oczywiste rzeczy i detale, które zazwyczaj pomijam, bo zrozumiałam, że bardzo często mają one większe znaczenie niż spektakularne, potencjalnie istotne zjawiska. To dzięki dostrzeganiu niepozornych faktów bohaterom opowiadań udało się zrozumieć aż tyle tajemnic.

Na świecie jest dużo rzeczy jasnych, na które jednak nie zwraca się uwagi.

"Przygody Sherlocka Holmesa" to zdecydowany klasyk literatury. Nie zawiera opisów jakichś strasznie brutalnych morderstw i tym podobnych wydarzeń, przez które nie można zasnąć, więc śmiało stwierdzam, że jest to raczej lekka lektura, która zainteresuje i nastolatka, i osobę dorosłą.

Moja ocena: 9/10

***
Mam takie nieodparte wrażenie, że piszę za długie recenzje. Następnym razem spróbuję pisać krócej. Przecież nie liczy się ilość, tylko jakość. 
Na szczęście skończył się już kocioł sprawdzianów, kartkówek w szkole, oceny wystawione, a za kilka dni ferie. Dzisiaj nie poszłam na lekcje, bo muszę się uczyć na jutrzejszy konkurs z chemii, z którego i tak pewnie nie przejdę do następnego etapu, ale przynajmniej ominął mnie sprawdzian z matematyki. (:


piątek, 11 stycznia 2013

Spotkanie w Paryżu

Karuzela jak z bajki, dwoje zakochanych, a w tle Wieża Eiffla. To opis nowego pierścionka, który od razu skradł moje serce.


***
Ach! W końcu weekend. Tak jakby... Bo jutro i tak idę do szkoły na fakultety z wosu i chemii przed egzaminem gimnazjalnym. : < Na szczęście jeszcze tylko tydzień i... ferie! (: Nie mogę się już doczekać, kiedy będę miała te 7 dni za sobą, konkurs z chemii, na który nic nie umiem i 4 lekcje matematyki. Wtedy będę mogła spokojnie odetchnąć.
Teraz zmykam pouczyć się choć trochę chemii i poczytać książkę (oczywiście w trakcie napisać też fragment recenzji). : >

Miłego wieczoru!

poniedziałek, 7 stycznia 2013

Stosik 1/2013

Dzisiaj nadszedł czas na pierwszy stosik na tym blogu. Są to książki, które zamierzam przeczytać i zrecenzować w najbliższym czasie. Wszystkie są z bibliotek.



Od góry: 
1. Folwark zwierzęcy George Orwell - na konkurs. 
2. Czerwona piramida Rick Riordan - starożytny Egipt, zapowiada się bardzo ciekawie.
3. Buszujący w zbożu - Jerome David Salinger - na konkurs.
4. Pamiętnik z powstania warszawskiego - Miron Białoszewski - jw.
5. Księgowir Paul Glennon - nie mogę się doczekać tej pozycji. Tytuł i okładka - wspaniałe.
6. Kod Królów Pierdomenico Baccalario - akcja rozgrywa się w Turynie, a Włochy są od dawna moją miłością.
7. Przygody Sherlocka Holmesa Arthur Conan Doyle - lektura szkolna. Aktualnie czytam. 


Czytaliście którąś z tych książek? Jakie macie wrażenia?

***
Bylibyście chętni na Candy, w którym do wygrania byłoby coś z mojej biżuterii z grafiką? (:

* Dziękuję za miłe komentarze pod moją pierwszą recenzją na tym blogu. : > 

sobota, 5 stycznia 2013

Kamienie na szaniec - Aleksander Kamiński

Tytuł: "Kamienie na szaniec"
Autor: Aleksander Kamiński
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Stron: 220

Wojna.
Co czujesz, kiedy słyszysz to słowo?
Ja odczuwam strach i smutek, również gniew.
Podejrzewam, że Ty też.
Telepatia?
Nie. Rzeczywistość.

Dzieje się tak dlatego, że termin ten znaczy coś więcej niż tylko bieganie z bronią na ramieniu, wybuchy granatów itd. To przede wszystkim niszczycielskie, brutalne zjawisko, które działa bez skrupułów, odbiera ludziom wszystko to, co ma dla nich jakiekolwiek znaczenie.

Tak więc, czy istnieje coś, czego wojna nie potrafi zniszczyć?
Na szczęście tak. To przyjaźń, oddanie i patriotyzm, który podczas wojny nawet się umacnia,
a doskonale dowodzi o tym książka "Kamienie na Szaniec".

Autorowi powieści, Aleksandrowi Kamińskiemu, wojna nie była obca, ponieważ urodził się w 1903 r. i miał "okazję" przeżyć ją dwa razy. Osobiście walczył o niepodległość Polski podczas II wojny światowej, był jednym z przywódców Szarych Szeregów i żołnierzem Armii Krajowej. Kamienie na szaniec napisał na podstawie pamiętnika autentycznego bohatera - Zośki.

Książka rozpoczyna się sielankowo. Jest 1939 r., czerwiec. Zaczynają się wakacje, trzej przyjaciele: Jan Bytnar, Aleksy Dawidowski i Tadeusz Zawadzki kończą ostatni rok nauczania w Liceum im. Stanisława Batorego. Są tegorocznymi maturzystami. Pełni optymizmu wędrują po górach wraz z drużyną harcerską "Buki", do której należą. Snują ambitne plany na przyszłość. We wrześniu wybucha wojna. Chłopcy nie rozważają żadnej innej możliwości niż włączenie się do walki o niepodległość. Najpierw przyłączają się do organizacji "Wawer" i działają w ramach Małego Sabotażu. Następnie stają się członkami Grup Szturmowych i uczestniczą w akcjach dywersyjnych.

"Kamienie na szaniec" przeczytałam dlatego, że były na liście lektur, które trzeba było przeczytać do etapu rejonowego konkursu z języka polskiego. Na początku wydawało mi się, że to kolejna nudna pozycja z konkursowego kanonu lektur. Jakże się myliłam. Była najlepsza! Zagłębiając się w losy młodych patriotów, miałam wrażenie, że ich historia jest mi relacjonowana na żywo. Bardzo mi się spodobał ten sposób opowiadania. Ciekawił i porywał. Także język, którym posłużył się autor, był prosty w odbiorze.

W niektórych momentach dłużyło mi się czytanie (przy fragmentach bez opisów konkretnych akcji), ale zmotywowałam się, a kiedy dotarłam do kulminacyjnego wydarzenia (Akcja pod Arsenałem) uroniłam nie jedną łzę. Przy tej książce można nie tylko popłakać, ale także uśmiechnąć się, np. przy zapoznawaniu się z niektórymi akcjami Małego Sabotażu, chociażby napisanie hasła: "Marszałek Piłsudski powiedziałby: a my was w d... mamy" na obwieszczeniu o utworzeniu Generalnego Gubernatorstwa. Nawet w tym trudnym okresie młodzi ludzie umieli zdobyć się na odrobinę humoru.

Alek, Rudy i Zośka (pseudonimy głównych bohaterów) są dla mnie przede wszystkim wzorem, który pokazuje jak należy się zachować w sytuacji wojny. Jako jedni z niewielu ludzi żyjących w tych tragicznych czasach aktywnie walczyli o to, byśmy my mogli teraz spokojnie żyć, uczyć się, pracować, cieszyć się wolnością. Zamiast siedzieć cichutko w domu, chować głowę w piasek i podporządkowywać się terrorowi, który stosował okupant, przyjaciele narażali swoje życie w imię służby ojczyźnie. Chociaż nie poznałam tych chłopców i nigdy nie będę miała takiej okazji, czytając tę powieść, bardzo ich polubiłam. Szczególnie za to, że byli ambitni, z własnej inicjatywy kształtowali swoje charaktery, dla przyjaciół zrobiliby wszystko, dzielnie podążali za swoimi ideałami.
A kiedy trzeba, na śmierć idą po kolei, 
Jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec!
Książka ta oferuje prawdziwą lekcję historii, ponieważ opisane w niej wydarzenia i postacie są autentyczne. Wydawnictwo Nasza Księga wzbogaciło swoje wydanie zdjęciami głównych bohaterów oraz innych uczestników walki z okupacją, co bardzo mi się spodobało.

Mimo że wcześniej nie miałam okazji przeczytać żadnej książki o wojnie, okupacji (nie jestem sympatykiem historii), pierwsze spotkanie z tym rodzajem literatury uznaję za bardzo udane i nie zamierzam poprzestać na tylko jednym. Mam nadzieję, że kolejne będą tak samo wartościowe i ciekawe jak to.

Moja ocena: 9/10

Co myślicie o mojej pierwszej recenzji na tym blogu? Poradziłam sobie?

piątek, 4 stycznia 2013

Zmiany

Już od jakiegoś czasu przeglądam regularnie blogi z recenzjami, poznając nowe książki, czytając opinie. Rozważałam, rozmyślałam, rozważałam, aż w końcu stwierdziłam, że ja także chciałabym dzielić się z innymi moją opinią na temat książek i mieć taką "pamiątkę" o tych pozycjach, które już przeczytałam (często mi się zdarza zapominanie treści książek, które już jakiś czas przeczytałam, a tak - będę mogła poszperać na blogu i znaleźć swoją recenzję).
Oczywiście nie zamierzam przestać dodawać postów związanych z biżuterią. (:
Mam nadzieję, że Wy, moi aktualni czytelnicy, nadal będziecie tu zaglądać, mimo że tematyka bloga zostanie trochę poszerzona.

Już niedługo pierwsza recenzja! : >

~Zapewne zauważyliście już, że zmieniłam wygląd bloga. Poprzedni już mi się znudził. Oczywiście to jeszcze nie koniec zmian, przede mną jeszcze nagłówek i parę innych rzeczy.