Jeśli chcesz nadal czytać najnowsze posty na tym blogu, dodaj się ponownie do obserwatorów (najpierw usuń siebie, potem dodaj). Zmieniłam jakiś czas temu adres bloga, dlatego teraz moje ostatnio dodane posty wyświetlają się tylko tym, którzy dodali się do obserwatorów po tej zmianie. Będę bardzo wdzięczna, jeśli jeszcze tu wrócisz. :)

czwartek, 23 stycznia 2014

Małe kobietki - Louisa May Alcott

Tytuł: "Małe kobietki"
Autor: Louisa May Alcott
Wydawnictwo: MG
Liczba stron: 304

Sięgając po książki z półki z literaturą klasyczną, mam zawsze wrażenie, że towarzyszę jej bohaterom we wszystkich perypetiach. Być może zawdzięczam to autorom tych dzieł, którzy z ogromną pieczołowitością dopracowywali swoje dzieła, a może po prostu czasami sama mam ochotę przenieść się o kilka albo kilkaset lat wstecz. I co najdziwniejsze – każda taka podróż zostawia we mnie jakiś ślad, raz bardzo wyraźny, raz mniej, a jednak zawsze się to udaje, a zawdzięczać mogę to zapewne nieprzemijającej uniwersalności dzieł klasycznych, które staram się poznawać. 

Moja ostatnia wędrówka doprowadziła mnie do amerykańskiej posiadłości Orchard House. W naznaczonym przez wojnę secesyjną XIX wieku udało mi się poznać niezwykle ciepłą rodzinę Marchów, która to mimo głodu, ubóstwa, miała w sobie wiele radości. Wychowywane tylko przez matkę Marmee cztery córki na moich oczach przeżywały zabawne przygody, nawiązywały przyjaźnie, doświadczały miłosnych uniesień oraz powoli wkraczały do świata dorosłych. I przez cały ten czas nie zapominały o wartościach, które wpajała im matka i doceniały to, co posiadały.

Delikatne i jasne barwy, które posłużyły autorce książki do wykreowania głównych bohaterek wydały mi się z początku zbyt wyidealizowane, ckliwe, jednak następnie zaskarbiły sobie moją sympatię, ot tak po prostu. Zaczynając od polubienia pięknej i poważnej Meg, w mgnieniu oka skończyłam na nawiązaniu przyjacielskiej relacji z zabawnie zmanierowaną i może trochę próżną Amy. A w międzyczasie poznałam także dwie pozostałe siostry: żywiołową chłopczycę Jo oraz utalentowaną muzycznie i odrobinę nieśmiałą Beth. I nawet nie zdziwiło mnie to, że tak różne charaktery były zawsze blisko siebie, na dobre i złe.

Tymczasem ja, prowadzona jakby za rękę przez lekki styl autorki, brałam udział w zabawnych przygodach sióstr, obserwowałam, jak starają się pracować nad sobą, a w końcu z rozdziału na rozdział przybliżają się krętymi drogami ku dorosłości. Nawet zdarzyło mi się zezłościć na panią Alcott, kiedy to naruszyła moją idealną wizję zakończenia książki i skierowała losy Jo nie w tę stronę, którą ja bym osobiście wybrała. Jednak patrząc teraz na to po kilku dniach od skończenia lektury, chyba mogę przyznać, że już jej wybaczyłam to przewinienie, może dlatego, że ogólnie mam miłe wspomnienia z tych kilku dni spędzonych w przyjemnej atmosferze Orchard House.

Na zakończenie chciałabym powiedzieć, że bardzo miło spędziłam czas z książką „Małe kobietki”. Ta ciepła opowieść o magii dzieciństwa i dorastaniu jest świetną lekturą na dobranoc, ponieważ z powodzeniem napełnia spokojem i nadzieją. Zawiera wiele przydatnych w naszym życiu lekcji, które ukazują, jak niewiele nam potrzeba, byśmy mogli czuć się szczęśliwi…

(…), bo miłość odpędza strach, a wdzięczność przezwycięża dumę.

Moja ocena: 8/10

***
Jeszcze tylko piątek i będę mogła oficjalnie uznać sezon ferii za otwarty. Za oknem -15 stopni (w końcu podlaski biegun zimna), a w domu również zimno. A to chyba dobry powód, żeby sięgnąć po Jeżycjadę, tak na rozgrzanie. :)

czwartek, 16 stycznia 2014

McDusia - Małgorzata Musierowicz

Tytuł: "McDusia"
Autor: Małgorzata Musierowicz
Wydawnictwo: Akapit Press
Liczba stron: 296

Magiczna atmosfera Świąt Bożego Narodzenia jest dla mnie naprawdę ważna, dlatego też zawsze staram się jak najdłużej ją zachować. W tym roku postanowiłam zachować świąteczny nastrój przy pomocy świetnej serii pani Małgorzaty Musierowicz i mój wybór padł na "McDusię".

Przybyłam do domu kochanych Borejków wraz z tytułową Magdusią (córką Kreski i Maćka Ogorzałków), którą to Ida ochrzciła przezwiskiem McDonaldusia z powodu umiłowania, jakim dziewczyna otacza chipsy i fast-food'owe jedzenie. Rodzinę Borejków zastałyśmy w trakcie przygotowań do Wigilii oraz ślubu córki Gabrysi, Laury z Adamem. Nie zabrakło dla nas miejsca przy stole, a także radosnego nastroju. Oprócz tego, McDusia wpadła w oko Ignasiowi oraz znalazła chwilę na rozmyślania o swojej rodzinie. Warto był przyjechać do Poznania? Oczywiście!

O 19. części "Jeżycjady" słyszałam już różne opinie. Jedne mówiły o tym, że seria ta utraciła swój urok, a jeszcze inne były przeciwne temu stwierdzeniu. Jednak ja nie miałam okazji zastanowić się nad tą kwestią, ponieważ dotychczas przeczytałam tylko 3 części "Jeżycjady" i szczerze mówiąc na razie nie potrafię ich porównać. Może to i dobrze, bo nie potrafiłabym powiedzieć o niej żadnego złego słowa. Może i nie wszystkie książki spod pióra pani Musierowicz są idealne. Może i czasami ukazują wszystko zbyt idealistycznie. Ale na pewno nie można im odmówić tego, że wciąż potrafią bawić i wzruszać kolejne pokolenia.

Mgnienie następuje po mgnieniu, chwila odmienia się po chwili, sekunda zbiega po sekundzie - i nawet nie widać, jak przemija epoka.

Kolejny raz autorka zadbała o swoich bohaterów, Ignaś pokazał, że potrafi być mężczyzną, Józinek na każdym kroku zaskakiwał, a dziadkowie ze spokojem przyglądali się, jak dorastają młode latorośle. McDusia tymczasem trochę nie pasowała do obrazu tej rodziny poprzez swój charakter podobny do wielu dzisiejszych nastolatek. Nie pomagała tu także Ida, która często złośliwie komentowała Magdę, co trochę mnie denerwowało. Na szczęście jednak mimo kilku niemiłych akcentów, pobyt w Poznaniu pomógł dziewczynie lepiej poznać siebie i znaleźć dogodne miejsce wśród otaczających ją wokoło bliskich osób, co mnie bardzo ucieszyło. Oprócz tego ujęły mnie również rozmowy o poezji w rodzinnym gronie i cytaty z wierszy, które przewijały się między rozdziałami. Natomiast melancholią natchnęły mnie wspomnienia związane z profesorem Dmuchawcem, by potem ustąpić miejsca nadziei, której były źródłem wspaniałe prezenty przygotowane przez niego dla byłych uczniów. I jak tu nie polubić tej części?

Na zakończenie mogę powiedzieć, że "McDusi" udało się zaskarbić moją sympatię. Mimo kilku wad, które pewnie posiada, przeżycie z nią takich drugich, literackich Świąt było dla mnie wspaniałym doświadczeniem. I jestem bardzo wdzięczna pani Musierowicz za to, że z całej tej radości, ciepła i bezinteresownej obecności, którą nasycona jest ta część "Jeżycjady", mogłam i ja skorzystać.

Moja ocena: 8/10

Za możliwość przeczytania książki dziękuję


***
Jako że coś ostatnio szwankuje mi Blogger, chciałabym Was zaprosić do przeczytania mojego posta, który pojawił się 2 dni temu, ale nie ukazał się na pulpicie nawigacyjnym. Jest w nim kilka ważnych informacji, i technicznych, i noworocznych. Najważniejsza jest, jak już pewnie zauważyliście, kwestia zmiany adresu mojego bloga. :) 

wtorek, 14 stycznia 2014

Zamykając jeden rozdział, otwieramy kolejny

Minęło już 2 tygodnie od rozpoczęcia Nowego Roku, a ja dopiero teraz zabieram się za uporządkowanie wspomnień z 2013 roku i planów na 2014. Może zacznijmy od tej sentymentalnej części.

Rok 2013 (dokładnie styczeń) był właśnie takim miejscem w czasoprzestrzeni, kiedy to postanowiłam, że swoimi przemyślenia z przeczytanych książek zacznę się dzielić z innymi. Tak więc powstały Przyjaciółki Książki, a ja zaczęłam czerpać jeszcze większą radość z przemierzania świata literatury. Podróż ta trwa nadal i z każdym dniem odkrywa przede mną kolejne wspaniałe gatunki, książki, wiersze, filmy, utwory, a nawet obrazy. I choć wciąż odnoszę wrażenie, że mam za mało czasu, żeby poznać te wszystkie niesamowite, nawet te trochę gorsze dzieła, mam nadzieję, że jednak uda mi się spotkać z przynajmniej ich częścią i zachować ją jak najdłużej w pamięci.

A teraz chciałabym wspomnieć o kilku wspaniałych powieściach, które uczyniły 2013 r. wyjątkowym. Otóż oczarowało mnie "Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek", "Zabić drozda" dotknęło mnie od środka, "Delirium" pokazało mi inny świat i jednocześnie mną wstrząsnęło, proza Nicholasa Sparksa ("Jesienna miłość", "Ostatnia piosenka") dały mi krzepiącą nadzieję, a "Szukając Alaski" i "Biała jak mleko, czerwona jak krew" zmusiły mnie do refleksji i chwilowego zatrzymania machiny mojej pędzącej wciąż rzeczywistości. Nie mogę też zapomnieć o równie dużym odkryciu 2013 r., którym jest Jeżycjada - seria o której wcześniej nie powiedziałabym nigdy żadnego dobrego słowa (w szóstej przeżyłam nieudane spotkanie z tym cyklem i od tego czasu byłam do niego uprzedzona), a teraz mam gromadę pozytywnych i ciepłych przymiotników, którymi mogłabym opisać tę serię. :) 

Oprócz tego rok 2013 obfitował w wiele wspaniałych wydarzeń w moim życiu, do których z pewnością jeszcze przez długi czas będę powracać pamięcią.

A w 2014 roku chciałabym nadal kontynuować tę świetną serię spotkań z Jeżycjadą, zapoznać się z twórczością sióstr Bronte, Jane Austen, Tolkiena, C. S. Lewisa, Johna Greena i pewnie jeszcze wielu innych pisarzy, o których teraz nie pamiętam lub jeszcze ich nie znam. Zamierzam także urozmaicić to, co pojawia się na tym blogu, żeby nie było tu monotonnie, bo przecież nikt z nas nie lubi nudnych podróży. A żeby jak najlepiej zapamiętać swoje radości z 2014 r., głównie te z życia codziennego, będę spisywała je na malutkich karteczkach i umieszczała w swoim Słoiku Dobrych Wspomnień. A 31 grudnia 2014 nacieszę nimi oko i duszę.

Jako że trochę już zdążyłam zobaczyć, trochę zdążyłam dotknąć, usłyszeć, dorosnąć, stwierdziłam, że jednak Przyjaciółki Książki nie są w stanie objąć tego wszystkiego, czego doświadczyłam i jeszcze doświadczę, dlatego postanowiłam przenieść się gdzieś, gdzie będzie więcej korytarzy, miejsc dla mnie i dotarłam do
 Uroczej Krainy
(zmieniony adres bloga: www.uroczakraina.blogspot.com)
Teraz tu mnie szukajcie. Mam nadzieje, że szybko odnajdziecie mnie i siebie.

środa, 8 stycznia 2014

Szczypta magii - Kathryn Littlewood

Tytuł: "Szczypta magii"
Autor: Kathryn Littlewood
Wydawnictwo: Egmont
Liczba stron: 320

Kolejną przygodę z czarodziejskim światem czas zacząć - powiedziałam do siebie, biorąc do ręki drugą część serii o magicznej cukierni, która zapowiadała się tak samo dobrze jak jej poprzedniczka, więc nie traciłam ani chwili i szybko zabrałam się za lekturę.

Od razu okazało się, że odkąd Almanach wiedzy kulinarnej został skradziony, miasteczko Klęski Zdrój nie jest już tym samym miejscem, jakim było wcześniej. Wszyscy mieszkańcy wydają się przygnębieni, natomiast w tym samym czasie złodziejka książki, Lily, odnosi sukcesy dzięki swojemu programowi kulinarnemu w telewizji. Ciekawiej zaczyna się robić, gdy mała Rozmarynka rzuca swojej ciotce Lily wyzwanie. Ustalają, że ta, która wygra międzynarodowy konkurs pieczenia, stanie się właścicielką Almanach. I takim to sposobem rozpoczyna się dla Rozmarynki i jej rodziny wspaniała przygoda w Paryżu.

Na pierwszą pochwałę zasługuje oczywiście miejsce, w którym głównie toczy się akcja, czyli Paryż. Został on świetnie przedstawiony przez autorkę powieści, szczegółowe, a jednak nienużące opisy pozwoliły mi na chwilę zapomnieć, że jestem w moim małym (ale kochanym) Białymstoku i przenieść się do miasta zakochanych, które w jednej chwili zostało napełnione magią. Napotkałam tam różne bajkowe stworzenia, gadające koty, myszy, a nawet duchy! Fantazją zostały także napełnione przepisy na przepyszne wypieki, które z łatwością przybierały widzialną postać w mojej wyobraźni.  

Za każdym zakrętem czekały na mnie kolejne zagadki i zaskoczenia, które nieustannie zmieniały bieg akcji. Dzięki temu ani razu nie zaznałam nudy, monotonii i ani trochę nie miałam ochoty na odłożenie książki. Nie zawiedli mnie także bohaterowie, których polubiłam już w poprzedniej części. Dobrzy czy źli - wszyscy mieli wpływ na moje emocje, dlatego też w czasie lektury kibicowałam mojej ulubionej Rozmarynce, złościłam się na Lily i śmiałam się z dowcipów kota dziadka. Jednak powieść pani Littlewood to nie tylko świetne antidotum na zły humor, ale także lekcja właściwego postępowania. Zwraca uwagę na to, jak ważne jest w życiu czynienie dobra i działanie zgodnie z własnym sumieniem. Poprzez ciepło emanujące z rodziny Szczęsnych oraz wsparcie, którym otoczony jest każdy jej członek, historia ta daje doskonały przykład tego, że rodzina oraz jedność mają w sobie największą siłę i nic nie jest w stanie jej dorównać.

Moja przygoda z książką "Szczypta magii" rozpoczęła się świetnie i tak też się zakończyła. Dzięki tej pogodnej lekturze spędziłam miło czas, nadrobiłam zaległości w śmiechu oraz oderwałam się od kłopotów codzienności, bo zostały one schowane za magicznym światem, który wykreowała autorka. Ze swojej strony mogę tylko zachęcić do przeczytania tej książki dzieci, młodzież oraz dorosłych, tych młodych duchem, a także tych, którzy zapomnieli już, jak to jest być dzieckiem. Może czas sobie o tym przypomnieć...

Moja ocena: 7/10

Za możliwość przeczytania książki dziękuję


***
Przepraszam za dość długą nieobecność na blogu, ale aktualnie jestem zajęta wypełnianiem różnych formularzy, pisaniem esejów itp., a tak dokładniej - staram się spełnić moje marzenie. :) Jeśli się uda - na pewno podzielę się tym z Wami na blogu. Tymczasem teraz zamierzam dopiąć wszystko na ostatni guzik, jeśli pójdzie dobrze - kontynuować starania i w miarę możliwości czytać i pisać recenzje książek. ;)