Jeśli chcesz nadal czytać najnowsze posty na tym blogu, dodaj się ponownie do obserwatorów (najpierw usuń siebie, potem dodaj). Zmieniłam jakiś czas temu adres bloga, dlatego teraz moje ostatnio dodane posty wyświetlają się tylko tym, którzy dodali się do obserwatorów po tej zmianie. Będę bardzo wdzięczna, jeśli jeszcze tu wrócisz. :)

wtorek, 30 kwietnia 2013

Podsumowanie kwietnia

W końcu rozpoczęła się długo wyczekiwana przeze mnie majówka. Kwiecień nie minął mi jakoś zadziwiająco szybko, może to przez te egzaminy, nie wiem. Na szczęście mamy je już za sobą. Mam nadzieję, że wszystkim zdającym poszły bardzo dobrze. (: Moim zdaniem w tym roku były bardzo proste testy, pisałam tylko angielski i jestem pewna, że będzie powyżej 90%. Ostatnio tak sobie rozmyślałam i stwierdziłam, że już niedługo koniec roku szkolnego. Nie spodziewałabym się nigdy, że kiedyś to powiem, ale TO STRASZNE, że już tak niewiele dni zostało do wakacji! Ja nie chcę do liceum! : < Dobrze mi w gimnazjum! Nie wiem, jak  przeżyję rozstanie z moją szkołą, klasą. Na szczęście zdążymy jeszcze dobrze się zabawić, najpierw wycieczka nad Bug, potem bal gimnazjalny (wszystko w czerwcu). Dobra, kończę moją paplaninę, bo nie wyrobię się z tym do meczu i przedstawiam już podsumowanie kwietnia.

Przeczytałam:
1. Hobbit, czyli tam i z powrotem (315 stron)
2. Zabić drozda (368 stron)
3. Zmierzch (416 stron)
4. Białystok. Przewodnik historyczny (600 stron) - lektura na konkurs wiedzy o moim mieście

Liczba stron: 1699
Liczba stron na dzień: 57
Liczba opublikowanych recenzji: 3
Najlepsza książka miesiąca: Zabić drozda
Najsłabsza książka miesiąca: Zmierzch

Plany na maj:
Wrzucić na dniach stosik, przeczytać więcej książek, napisać więcej recenzji, wypocząć podczas tego długiego weekendu.

Udanej majówki Wam życzę!

wtorek, 23 kwietnia 2013

Zmierzch - Stephenie Meyer

Tytuł: "Zmierzch"
Autor: Stephenie Meyer
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Stron: 416

"Zmierzch", czyli książka, która spowodowała sporą rewolucję w życiu wielu nastolatek. W jednej chwili wszystkie zaczęły się interesować wampirami, a autorzy książek też nie pozostali dłużni, chcąc sprostać wymaganiom statystycznej nastolatki, zaczęli wykorzystywać motyw wampira, wilkołaka w swoich powieściach. Tego typu książki namnożyły się jak grzyby po deszczu i nadal można zaobserwować to zjawisko. A wszystko za sprawą jednej pozycji. Czy naprawdę zasługuje ona na aż takie zainteresowanie?

Siedemnastoletnia Bella Swan przenosi się do deszczowego Forks ze słonecznego Phoenix w stanie Arizona. Od teraz będzie mieszkać ze swoim ojcem, który rozwiódł się z jej matką, gdy była jeszcze małym dzieckiem. Dziewczyna rozpoczyna naukę w tutejszej szkole. Z początku nie potrafi przyzwyczaić się do nowego środowiska, jednak po pewnym czasie zdobywa nowych przyjaciół. Poznaje tajemniczego chłopaka, Edwarda i od razu się w nim zadłuża. Nie wie jednak, że nieziemsko przystojny chłopak jest wampirem.

Historia jest przedstawiona z perspektywy Belli, która dzieli się z nami swoimi uczuciami i przemyśleniami. Czytając, miałam dosyć często wrażenie, że za wszelką cenę chce udowodnić, iż jest naprawdę błyskotliwą istotą, wtrącając w swoje monologi górnolotne komentarze. Szkoda, że w obecności znajomych nie świeci taką bystrością umysłu, wtedy może uwierzyłabym w tę bajeczkę. Bella jest nijaką bohaterką, z którą pewnie nie miałabym o czym porozmawiać, gdyby było możliwe nasze spotkanie. Jeśli chodzi o Edwarda - zdecydowanie ciekawsza postać niż panna Swan, chociaż według mnie za idealna i po prostu nierealna. Język powieści wypada naprawdę marnie, niewymagający, dzięki czemu szybko się czyta, za to dialogi są płytkie i głupie, mogłoby ich nawet nie być.

Fabuła - zbyt przewidywalna i prosta jak dla mnie, kolejne kiepskie romansidło, które raczej nic nowego nie wnosi do literatury. Szara myszka i boski amant. Czy przypadkiem tego już nie było? Ona niezdarna, nieśmiała, on doskonały, przystojny, inteligentny. Właśnie w takich chwilach odzywa się we mnie natura feministki. Dlaczego to zawsze dziewczyna musi być tą słabszą, gorszą, a chłopak ósmym cudem świata? Chyba domyślam się odpowiedzi. Po prostu ten schemat dobrze się sprzedaje, łatwo można go wcisnąć masie. Bo która dziewczyna nie marzy o takim chłopaku jak Edward, inteligentnym, odważnym, trochę aroganckim, no i oczywiście przypominającym wyglądem boga greckiego? Przecież najlepiej jest wmawiać: siedź cichutko w kącie, Twój książę już siodła konia, by po Ciebie przyjechać. A w życiu tak nie jest, więc oszukiwanie niektórych naiwnych nastolatek, które zaczytują się w tego typu książkach, jest po prostu podłe.

Jedynie klimat powieści udało się wykreować pani Meyer. Deszczowa, ponura sceneria napawała mnie przygnębieniem, a chyba właśnie o to chodziło, by czytelnikowi udzielił się nastrój tajemniczości. Ale nawet to nie zmieniło mojego ogólnego wrażenia o tej pozycji.

Nie ma krwi, nie ma żalu.

"Zmierzch" to powieść o nierealnej miłości, niewnosząca do życia nic wartościowego, tzw. jednorazowa przygoda. Nie zachwyca niczym, bawi swoją prostotą i naiwną koncepcją. Raczej nikomu jej nie polecę, naprawdę nie warto tracić czasu na taki chłam, jest przecież wiele ciekawszych i lepszych książek, które zasługują na uwagę.

Moja ocena: 2/10

Książkę przeczytałam w ramach wyzwania
Czytam fantastykę

***
Jak miło jest siedzieć w domu i czytać książkę, gdy moi rówieśnicy piszą egzaminy. Warto było zdobyć tych laureatów. Jutro też mam wolne, dopiero w czwartek idę na angielskie. Widziałam już test z historii - strasznie prosty, bez przygotowania zrobiłam tylko 4 błędy. XD Nadal jednak twierdzę, że moja wiedza historyczna jest marna.
Zbaczając z tematu:

Życzę Wam wszystkiego najlepszego z okazji dnia naszych wspaniałych przyjaciółek - KSIĄŻEK! (: Obyście trafiali tylko na te wyjątkowe, warte uwagi, nadal czerpali przyjemność z czytania, no i oczywiście, żeby Wam nigdy nie zabrakło funduszy na zakupy w księgarniach! 


Książka jest niczym ogród, który można włożyć do kieszeni.
chińskie przysłowie

Miłego dnia!

niedziela, 21 kwietnia 2013

Zabić drozda - Harper Lee

Tytuł: "Zabić drozda"
Autor: Harper Lee
Wydawnictwo: Cała Polska Czyta Dzieciom
Stron: 368

Jak skuteczni jesteśmy w krzywdzeniu innych? Jak łatwo przychodzi nam nienawidzić? My, ludzie, uważamy się za lepszych od zwierząt, bo potrafimy myśleć, odczuwać wdzięczność, współczuć, a jednak posiadamy też umiejętności, które czynią nas gorszymi od nich. Nadajemy etykietki, nienawidzimy, dzielimy ludzi na tych gorszych i lepszych, a naszym kryterium jest kolor skóry, sytuacja materialna, wiek bądź wykształcenie. Jak wiele musimy się jeszcze nauczyć o nas samych? Te pytania pojawiły się w mojej głowie po przeczytaniu „Zabić drozda”. A przecież książka ta wydawała się być lekturą dla dzieci.

Maycomb to małe miasteczko w stanie Alabama, wszyscy mieszkańcy dobrze się tu znają, a wieści rozchodzą się z prędkością światła. Jean (nazywana Skaut) i Jem są dziećmi szanowanego tutaj adwokata, Atticusa Fincha, prowadzą spokojne i szczęśliwe życie, mimo że matkę musi zastępować im gosposia – Calpurnia. Dzieciństwo mija dzieciom na zabawach na podwórku, figlach i – nieodłącznych każdemu rodzeństwu – kłótniach. Beztroskie lato przerywa jednak proces sądowy, w którym uczestniczy ich ojciec. Miejscowy pijak oskarża Murzyna o gwałt na swojej białej córce. Atticus decyduje się bronić skazanego już przez wszystkich „czarnucha”, ma świadomość, że naraża swoje dzieci na docinki ze strony sąsiadów, kolegów ze szkoły, ale nie potrafi zostawić człowieka w potrzebie. Nie zdaje sobie jednak sprawy z tego, jak ważną rolę odegrają w tej historii jego pociechy.

Z początku akcja książki ma bardzo powolne tempo. Ani trochę nie zwątpiłam jednak w tę powieść, gdyż niesamowicie intrygowało mnie to, co wydarzy się dalej. W momencie rozpoczęcia procesu wszystko zaczyna przyspieszać. Ale wydarzenia tej powieści ani ich tempo i tak nie mają takiego znaczenia, jak przesłanie i idea „Zabić drozda”. Akcja jest tutaj tylko tłem dla wymowy utworu.

Harper Lee powierzyła narrację ośmioletniej Skaut, co z początku wydaje się być dosyć absurdalnym posunięciem. Bo co ważnego może nam przekazać takie dziecko? A jednak! Dzieci, mimo braku doświadczenia, obszernej wiedzy o życiu, potrafią zauważyć więcej niż niejeden dorosły. I tak jest w przypadku Jean. Dziewczynka nie może zrozumieć zła tego świata, które przejawia się w niesprawiedliwości kierowanej rasizmem (akurat tego terminu nie używa Skaut, gdyż nie figuruje ono jeszcze w słowniku Amerykanów), nienawiścią i zwyczajną podłością, czego nie dostrzegają mieszkańcy Maycomb. Wrażliwość na zło zostaje zaszczepiona w dziewczynce i jej bracie przez ojca, który jest człowiekiem prawym i uważa, że każdy zasługuje na sprawiedliwość i pomoc, Atticus Finch to zdecydowanie mój ulubiony bohater tej powieści.

Ale ja, zanim będę mógł żyć w zgodzie z innymi ludźmi, przede wszystkim muszę żyć w zgodzie z sobą samym. Jedyna rzecz, jaka nie podlega przegłosowaniu przez większość, to sumienie człowieka.

Postaci z tej książki nie są przesadnie idealne, co czyni je wiarygodnymi. Skaut jest inteligentną dziewczynką o dobrym sercu, jednak nie potrafi panować nad swoimi emocjami i bardzo często załatwia sprawy przemocą. Natomiast Jem próbuje naśladować ojca, kierując się w życiu wyznawanymi przez niego wartościami, ale często zdarza mu się wymądrzać i bić się z siostrą. Sama książka, tak jak jej bohaterowie, również nie przybiera czysto moralizatorskiego tonu, to my sami musimy wysnuć wnioski, nie zostaną nam one podane na tacy. Mamy zatem dowolność interpretacji, jednak myślę, że w przypadku każdego czytelnika będzie ona niemalże taka sama.

„Zabić drozda” to powieść nie tylko o rasizmie i braku akceptacji, opowiada ona także o dojrzewaniu, bolesnym wkraczaniu w nieidealny świat dorosłych oraz życiu w zgodzie z własnym sumieniem i przekonaniami. Pod typową dla dziecięcych książeczek okładką kryje się historia, która zwróciła moją uwagę na to, jak ważna w życiu jest umiejętność przeciwstawienia się ogółowi, gdy ten się myli, utwierdziła mnie w przekonaniu, że bez tolerancji, my, jako społeczeństwo, nie mamy prawa i racji bytu. Książka ta jest i zapewne jeszcze długo pozostanie lekturą uniwersalną w przekazie, dlatego też każdy powinien po nią sięgnąć.

Moja ocena: 10/10

***
Niedługo powinien pojawić się stosik. Teraz zmykam zjeść śniadanie. (:

sobota, 13 kwietnia 2013

Hobbit, czyli tam i z powrotem - J. R. R. Tolkien

Tytuł: "Hobbit, czyli tam i z powrotem"
Autor: John Ronald Reuel Tolkien
Wydawnictwo: Iskry
Stron: 315

Podróże to zdecydowanie najlepszy pretekst do przeżycia niesamowitych przygód, a także zdecydowanie jeden z lepszych pomysłów na fabułę książki. Nie inaczej było w przypadku sympatycznego hobbita, którego wyprawę postanowił opisać jeden z najbardziej znanych twórców literatury fantasy, jeśli nie jej prekursor, J.R.R. Tolkien.

Cała historia rozpoczyna się dosyć niepozornie. Zostajemy zaproszeni do norki niejakiego Bilba Bagginsa, by wypić w spokoju herbatkę i uraczyć się ciasteczkiem. Jednak spokój nasz i gospodarza przerywa niespodziewana wizyta czarodzieja Gandalfa i kilkunastu krasnoludów, którzy nie dość, że opróżniają gospodarzowi spiżarnię, to jeszcze oczekują, że weźmie on udział w wyprawie, której celem jest odebranie smokowi Smaugowi skarbu krasnoludów. Twierdząca odpowiedź Bilba będzie zgodą na niezapomnianą, pełną przygód podróż.


Przygody! To znaczy: nieprzyjemności, zburzony spokój, brak wygód. Przez takie rzeczy można się spóźnić na obiad.


Już od dłuższego czasu miałam w planach spotkanie z twórczością Tolkiena, dlatego kiedy dowiedziałam się, że jedną z moich lektur szkolnych w tym roku będzie „Hobbit…”, bardzo się ucieszyłam. Świat stworzony przez tego pisarza niewątpliwie mnie zaintrygował, bo ile osób, tyle i opinii o nim. Jedni są zachwyceni, zakochani, natomiast drudzy znudzeni i niezadowoleni. Postanowiłam sprawdzić, jak to będzie w moim przypadku.

Ku mojemu zaskoczeniu, doskonale odnalazłam się w świecie, który wykreował Tolkien, zapewne dlatego, że na każdym kroku mnie zaskakiwał. Obszerne opisy sprawiły, że mogłam poczuć się tak, jakbym też była częścią tej historii i razem z jej bohaterami zmierzała w celu odzyskania skarbu. Akcja całej książki była dynamiczna, trzymała w napięciu, zaskakiwała, a czasami nawet sprawiała, że przebiegały mi ciarki po plecach. O odpowiednią dawkę humoru zadbała gromada nieporadnych krasnoludów, których zachowanie wielokrotnie mnie rozśmieszyło.

Bohaterowie książki to niewątpliwie mieszanka charakterów, która już na wstępie gwarantuje wybuchy. Od razu rzuca się w oczy to, ile uwagi Tolkien poświęcił krasnoludom, elfom, goblinom i innym stworom. Każda z postaci jest niepowtarzalna, prezentuje inny system wartości. Jedna od razu budzi zaufanie, inna odrzuca, jednak los każdej z nich nie był mi obojętny, martwiłam się, kiedy napotykała na swojej drodze przeszkody i cieszyłam się, gdy je przeskakiwała. Najbardziej polubiłam jednak Gandalfa, owianego tajemnicą czarodzieja, który niespodziewanie znikał i pojawiał się wtedy, gdy jego towarzysze potrzebowali pomocy.

„Hobbit, czyli tam i z powrotem” to według mnie majstersztyk literatury fantasy. Nie musimy pakować plecaka ani przygotowywać prowiantu, by wyruszyć w niezapomnianą podróż do baśniowego świata, którego wrota otwiera nam Tolkien. Wystarczy tylko, że sięgniemy po książkę i skorzystamy z zaproszenia.
Moja ocena: 9/10

Książkę przeczytałam w ramach wyzwania
Czytam fantastykę

***
Znów długo mnie tu nie było, jakoś tak wyszło, że nie miałam weny, może i chęci, żeby coś napisać. Dzisiaj się jednak przełamałam i udało mi się w końcu coś naskrobać. 
Za oknem deszcz, ale to nic, i tak czuję już wiosnę. Posprzątałam dziś w domu, pomogłam tacie zmienić opony, odrobiłam chemię, teraz zamierzam zrobić zadanka z matmy, bo jutro będę miała raczej mało czasu na lekcję - jadę na wieś, w końcu! 
Nie mogę się doczekać kolejnego weekendu, ponieważ... od 19 do 21 kwietnia organizowane są w moim mieście - Białymstoku TARGI KSIĄŻKI! (: W tym roku będą one miały miejsce w budynku Opery i Filharmonii Podlaskiej, w którym miałam już okazję rozejrzeć się, kiedy byłam na musicalu Korczak. Jeśli ktoś będzie miał okazję go zobaczyć, niech to wykorzysta. Ja nie żałuję, że poszłam tam w czasie swoich lekcji z 2 koleżankami i kolegą z klasy, naprawdę było warto. Piękna muzyka, śliczne głosy i ogrom pracy, który widać gołym okiem - niezapomniane przeżycie! Wracając do targów, kilka koleżanek z mojej klasy zadeklarowało, że wybierze się tam ze mną + moja przyjaciółka, a już myślałam, że będę musiała buszować samotnie wśród książek, a tak - z pewnością będzie bardzo miło. : >
Adiós, matematyka czeka!

wtorek, 2 kwietnia 2013

Podsumowanie marca

I kolejny miesiąc dobiegł końca. Z pewnością nie zaliczę go do udanych, ponieważ przeczytałam tylko 3 książki. Nie zrealizowałam też wszystkich celów, które postawiłam sobie w marcu; nie wybrałam się na lodowisko (mam jednak nadzieję, że w najbliższy weekend to zrobię), zdobyłam 1 laureata (bardzo się cieszę) - z języka polskiego (z geografii zabrakło mi tylko 1 punktu -.-), nie przeczytałam żadnej książki z własnej biblioteczki. Tak więc, co przeczytałam?

1. Wiosna 1941,
2. Biała jak mleko, czerwona jak krew,
3. Ania z Zielonego Wzgórza.

Nie ma sensu liczyć stron, bo i tak wynik będzie bardzo marny, tak więc nie będę się dobijać. Mogę jednak śmiało powiedzieć, że najlepszą książką tego miesiąca okazała się Biała jak mleko, czerwona jak krew.

Nadal czytam Hobbita, jestem na razie na ok. 40 stronie, ale podoba mi się. Podczas świąt miałam i teraz też mam masę rzeczy do zrobienia: 2 referaty na wf i technikę, jajko metodą quillingu na zajęcia art. i technikę (jeszcze go nie skończyłam), zadanka na matematykę, a do tego nauka do paru kartkówek i sprawdzianów. Nie wydźwignę się spod tego nawału pracy, umrę.

Na szczęście jest ze mną moje nowe odkrycie muzyczne. Zostawiam Was z nim.