Tytuł: Dotyk Julii
Autor: Tahereh Mafi
Wydawnictwo: Otwarte
Liczba stron: 336
Talent, umiejętność, dar mogą zdobić człowieka, czynić go wyjątkowym. Co jednak, jeśli taki dar nie jest niczym dobrym, a jedynie przekleństwem? Czy to uprawnia innych do nazywania kogoś potworem? Jak wiele zła może wyrządzić taka siła? Jak żądnym władzy trzeba być, by chcieć wykorzystać ją przeciwko ludzkości, ledwie oddychającemu jeszcze światu?
Siedemnastoletnia Julia Ferrars przebywa w zakładzie psychiatrycznym z powodu zbrodni, której nieumyślnie się dopuściła. Od momentu urodzenia wszyscy traktują ją jak potwora, ponieważ jej dotyk zabija. Od kiedy pamięta zawsze była wyobcowana, trzy lata temu nawet rodzice się jej pozbyli, pozwalając tym samym Komitetowi Odnowy na zamknięcie jej w niewielkim pokoiku, gdzie już nie powinna stanowić dla nikogo zagrożenia. Julia skazana jest na samotność, beznadziejne egzystowanie wśród czterech ścian, smutnych myśli, wspomnień. Jednak pewnego dnia okazuje się, że będzie dzieliła pokój z współlokatorem, Adamem, który odmieni jej życie i sprawi, że nic już nie będzie takie samo.
Język tej powieści jest dosyć specyficzny, przepełniony emocjami i z pewnością nie każdemu się spodoba. Ma prawdopodobnie tak samo dużo przeciwników, co zwolenników. Dlaczego? Ponieważ bardzo często autorka powieści używa górnolotnych metafor, porównań, głównie do opisu uczuć głównej bohaterki. Według mnie tak ozdobny styl pisania bardziej pasuje do takich książek jak fenomenalna „Ania z Zielonego Wzgórza” aniżeli do dystopii. Z jednej strony jest to bardzo dobre posunięcie, ponieważ przeczy niepochlebnym opiniom na temat powieści dla młodzieży, których język nie jest zbyt wyszukany, ale z drugiej strony czasami po prostu irytuje. Z początku styl trochę mnie denerwował, jednak w momencie, gdy akcja w końcu przyspieszyła, przestałam zawracać sobie nim głowę i w pełni skupiłam się na wydarzeniach.
Świat, jaki pobieżnie ukazuje przed nami autorka powieści, jest bardzo zniszczony, stanowi niemalże ruiny tego, co kiedyś jeszcze istniało. Zwierzęta są na wymarciu, rośliny przestały wegetować, a ludzie są zabijani przez obecne władze lub żyją w ukryciu, nieustannie głodując. Natomiast dzieci – te, które jeszcze żyją – mieszkają w specjalnie wydzielonych przez władze dzielnicach, gdzie każdego dnia mają przydzieloną określoną niewielką ilość jedzenia, a ich codzienność polega głównie na ukrywaniu się. Szkoda, że w książce niewiele miejsca zostało przeznaczone opisom rzeczywistości świata dystopii w porównaniu z przestrzenią, jaką zajęła tu miłość, ponieważ jest to według mnie jeden z ważniejszych elementów powieści tego gatunku.
Postacie są jednym z większych atutów tej powieści, chociaż prawdę mówiąc, większą sympatię poczułam do tych drugoplanowych. Julię, czyli główną bohaterkę, poznajemy bardzo dobrze, dzięki pierwszoosobowej narracji i masie przemyśleń, które zajmują dużą część książki. Życie jej nie oszczędzało, nigdy nie była akceptowana, bo każdy, kto spotykał ją na swojej drodze, oceniał ją przez pryzmat niebezpiecznej zdolności. I wynik tego był zazwyczaj taki sam – potwór, dziwadło wymagające izolacji. Jednak dziewczyna nie dała się złamać, wciąż ma nadzieję, że będzie wolna, odleci niczym ptak z jej snów. Adam, współlokator Julii, wielokrotnie wykazuje się odwagą, jest także bardzo czuły, wpatrzony w główną bohaterkę. Warner, człowiek, który dla własnych korzyści chce wykorzystać „potencjał” Julii, to najbardziej zagadkowa postać w tej powieści. Nonszalancki, bezwzględny (bez zmrużenia oka zabija ludzi), niemalże psychopatyczny – tak naprawdę jest chyba zagubiony w świecie, który stale sam niszczy, dlatego też budzi we mnie strach, ale także współczucie. Natomiast moją ulubioną postacią został młodszy brat Adama, James – polubiłam go od momentu pojawienia się w powieści, bo niełatwe życie w stałym ukryciu nie zmieniło jego dziecięcego sposobu postrzegania świata i doceniania nawet najmniejszych rzeczy.
Na koniec nie potrafię powiedzieć, że „Dotyk Julii” mi się nie podobał, ale także nie mogę stwierdzić, że książka ta mną wstrząsnęła czy wywołała rumieńce na mojej twarzy. Jedno jest jednak pewne – sięgnę po jej kontynuację, ponieważ bardzo ciekawi mnie, jak dalej potoczą się losy Julii, Adama, Jamesa i pozostałych bohaterów. Jest coś takiego w tej powieści, że mimo jej niedoskonałości ma się niezwykłą ochotę na powrót do tego skrzywdzonego ludzką zachłannością świata z nadzieją, że jeszcze nie jest za późno na jego ocalenie…
Nadzieja bierze mnie w ramiona i trzyma w swoich objęciach, ociera mi łzy i mówi, że dziś, jutro, za dwa dni wszystko będzie dobrze, a ja jestem na tyle szalona, że ośmielam się w to wierzyć.
Nadzieja bierze mnie w ramiona i trzyma w swoich objęciach, ociera mi łzy i mówi, że dziś, jutro, za dwa dni wszystko będzie dobrze, a ja jestem na tyle szalona, że ośmielam się w to wierzyć.
Moja ocena: 7/10
***
Wciąż robię ogromne przerwy, chociaż obiecałam, że będę się częściej odzywać. Wstyd mi trochę, ale zamierzam się poprawić. Pisałam, że opowiem na nowym blogu o tym, co dzieje się teraz w moim życiu, ale jak zwykle mam problem, oczywiście nie byle jaki - nie mam pomysłu na nazwę mojego nowego bloga. No i klops. Mam nadzieję, że szybko coś wymyślę.
Cieszcie się wakacjami i ciepłymi wieczorami z książką!
Cieszcie się wakacjami i ciepłymi wieczorami z książką!