Jeśli chcesz nadal czytać najnowsze posty na tym blogu, dodaj się ponownie do obserwatorów (najpierw usuń siebie, potem dodaj). Zmieniłam jakiś czas temu adres bloga, dlatego teraz moje ostatnio dodane posty wyświetlają się tylko tym, którzy dodali się do obserwatorów po tej zmianie. Będę bardzo wdzięczna, jeśli jeszcze tu wrócisz. :)

czwartek, 29 sierpnia 2013

Mroczny sekret - Libba Bray

Tytuł: Mroczny sekret
Autor: Libba Bray
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Stron: 360

Gdyby okazało się, że masz magiczne, być może niebezpieczne zdolności, dzięki którym mogłabyś dostać wszystko, czego zapragniesz w innym świecie, zdecydowałabyś się ich używać? Czy byłabyś skłonna, mimo wielu ostrzeżeń, jeszcze powiększyć swoją moc? Zakładam, że tak – nic dziwnego, Gemma i jej przyjaciółki też tak zrobiły, a nadprzyrodzone zdolności, do których miały dostęp, stały się przekleństwem.
Po zagadkowej śmierci matki szesnastoletnia Gemma Doyle trafia do londyńskiej Akademii Spence, szkoły dla młodych panien z internatem. Początkowo nie potrafi się tam zaaklimatyzować i czuje się bardzo samotna, a do tego wciąż nękają ją wizje przyszłości. W końcu udaje jej się zaprzyjaźnić z kilkoma wpływowymi dziewczynami, które razem z nią wielokrotnie wymykają się w nocy ze szkoły. Podczas pobytu w Spence Gemma odkrywa w sobie także moc, dzięki której może przenosić się do niesamowitego międzyświata…
Wprowadzenie dziewiętnastowiecznej Anglii jako tła powieści, ubranie bohaterek o nienagannych manierach w piękne suknie to zdecydowany powiew świeżości w literaturze młodzieżowej, mimo znacznego wieku tej koncepcji. Duch epoki wiktoriańskiej został świetnie zarysowany przez autorkę książki, dzięki czemu mogłam poczuć ten swoisty gotycki klimat, z którym zawsze kojarzyły mi się te czasy. Ale to nie jedyna zasługa pani Libby Bray, gdyż doskonale poradziła sobie także z ubraniem całej historii w słowa. Opisy nie były przytłaczające, a dialogi zostały w miarę poprawnie wkomponowane w tło historyczne.
Akcja powieści stale czymś zaskakiwała. Zabójstwo, rodzinne tajemnice czy nocne wyprawy do lasu to tylko niektóre z ponurych atrakcji Spence. Jedynie wizje Gemmy w pierwszych rozdziałach troszeczkę mnie denerwowały, bo ni z gruchy, ni z pietruchy w pewnej chwili dziewczyna znajdowała się w wyimaginowanym świecie, a już zaraz była z powrotem, na szczęście potem jakoś się do tego przyzwyczaiłam. "Mroczny sekret" to książka, której lektura dostarcza wielu emocji, zaczynając od rozbawienia spowodowanego wybrykami niesfornych uczennic, a kończąc na smutku i strachu, które towarzyszyły mi głównie w ostatnich momentach historii. Zdecydowanie należy skorzystać z rady umieszczonej na okładce i czytać tę powieść po zmierzchu, nabiera ona wtedy jeszcze ciemniejszych barw.
Mówią, że diabeł tkwi w szczegółach. To samo można powiedzieć o prawdzie. Odrzuć szczegóły, zostaw samo sedno i możesz na nim ukrzyżować każdego.
Kreacje głównych bohaterek również zostały świetnie zaprojektowane. Trzy dziewczyny z zamożnych rodzin i jedna uboższa stypendystka. Wydawałoby się, że takie urocze damy prowadzą beztroskie życie (przynajmniej te trzy bogatsze), w którym ich jedynym problemem jest wybór biżuterii na przyjęcie. A jednak tak nie jest, bo każda z nich ma swoje zmartwienia, z którymi trudno im się pogodzić. Ann nie jest tak ładna jak jej koleżanki i w najlepszym wypadku czeka ją kariera guwernantki, ojciec Felicity wcale się nią nie interesuje, rodzice Pippy chcą ją wydać za bogatego, pięćdziesięcioletniego mężczyznę, którego nie kocha, a Gemma wciąż miewa wizje, które niestety się spełniają. Co najlepsze – dziewczęta stale się wspierają i próbują razem przezwyciężać przeciwności losu. To prawda, że Pippa czasami bywa nadęta i irytująca, a Ann naiwna jak dziecko, jednak do każdej z dziewczyn poczułam sympatię.
"Mroczny sekret" to powieść, wobec której miałam wysokie oczekiwania, na szczęście nie zawiodłam się. Książka urzekła mnie swoim unikalnym klimatem i fantastycznymi postaciami, które przeżywały niesamowite przygody i rozterki, przy których całym sercem im towarzyszyłam. Czuję tylko lekki niedosyt po przeczytaniu ostatniej strony, jednak postaram się w najbliższym czasie go poskromić, sięgając po drugą część trylogii "Magiczny Krąg" z nadzieją, że będzie tak ciekawa i nieprzewidywalna jak jej poprzedniczka. Przecież…
Każde zakończenie stanowi początek czegoś nowego.
Moja ocena: 9/10
Z możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi literatura.juventum.pl

Książkę przeczytałam w ramach wyzwania

***
W końcu zebrałam się, by coś tu wstawić! Ostatnie dni przeleżałam w łóżku z powodu paskudnej wirusówki (chorowanie pod koniec wakacji ♥), ale dzisiaj czuję się już w miarę dobrze. Teraz zamierzam poświęcić trochę czasu książkom z mojej półki, a zacznę od Ostatniej piosenki. :)

sobota, 17 sierpnia 2013

Delirium - Lauren Oliver

Tytuł: "Delirium"
Autor: Lauren Oliver
Wydawnictwo: Otwarte
Stron: 360

Czy zastanawiałeś się kiedyś, jak wyglądałby świat bez miłości – przestrzeń, gdzie ludzie mogliby tylko prześlizgiwać się w czasie i umierać, nie zaznając ani trochę czułości? Brzmi strasznie. Ja nigdy nad tym nie rozmyślałam, aż do czasu gdy sięgnęłam po książkę napisaną przez panią Lauren Oliver, która zapewniła mi kilka nieprzespanych nocy oraz wiele skrajnych emocji. Dzięki tej powieści znalazłam się we wspomnianym wcześniej świecie i… przeraziłam się. 
Stany Zjednoczone, wokoło mury, a wewnątrz nieustannie ochrona – w takim otoczeniu żyje główna bohaterka "Delirium", siedemnastoletnia Lena. Do jej osiemnastych urodzin zostało już niewiele czasu, a to wiąże się z zabiegiem, który sprawi, że życie dziewczyny będzie w pełni bezpieczne. Bezpieczne, bo wolne od przebiegłej i okropnej choroby amor deliria nervosa, zwanej inaczej miłością. Nastolatka nie może się już doczekać, kiedy zostanie jej podane remedium gwarantujące szczęśliwe życie bez emocji i pamięci o przeszłości. Jednak niespodziewanie, kilka miesięcy przed zabiegiem, w jej życiu pojawia się ktoś, kto uświadamia jej, że wszystko to, co uważa za właściwe i prawdziwe, jest kłamstwem.
Ostatnimi czasy bardzo modne stały się antyutopie, dużo młodych dziewczyn sięga po takie powieści zapewne za sprawą słynnych "Igrzysk śmierci", które doczekały się już nawet ekranizacji. Z początku nie byłam przekonana do tego gatunku, bo książki o przyszłości jakoś nigdy mnie nie interesowały, ale podczas ostatniej wizyty w bibliotece postanowiłam spróbować czegoś nowego, zdecydowałam się na "Delirium". I śmiało mogę powiedzieć, że był to dobry wybór, a nawet najlepszy! Nigdy nie pomyślałabym, że tak bardzo zafascynuje mnie przedstawiony tu hermetyczny świat, gdzie wszystko musi być sterylnie i wolne od uczuć. Niby idealny, ale zapewnia swoim obywatelom bezpieczeństwo, zabierając im wolność, inwigilując i zamiatając pod dywan nieludzkie działania porządkowych. To chore, paranoja – takie określenia cisnęły mi się na usta po przeczytaniu pierwszych stron tej książki, a jednak zostałam wciągnięta w życie jej bohaterów i całą sobą przeżywałam ich niepowodzenia. Takim sposobem czytałam tylko z krótkimi przerwami na wzięcie oddechu, zapominając o istnieniu innego świata niż ten, który mieści się pomiędzy papierowymi stronami.
Miłość – jedno słowo, niby nic, nieznaczne jak ostrze noża. Właśnie tym jest: ostrzem, krawędzią. Przechodzi przez środek twojego życia, dzieląc wszystko na pół. Przed i po. Cały świat spada na którąś ze stron. Przed i po. I w trakcie – moment na krawędzi.
Styl pisania pani Oliver jest wybitny, rzadko zdarza mi się spotykać z tak dopracowanym i jednocześnie przyjemnym w odbiorze językiem, który dzięki wielu metaforom i wspaniałym porównaniom brzmi jak poezja. Mogłabym wypisać wiele pięknych cytatów o miłości z tej książki, a i tak z pewnością nie wymieniłabym wszystkich. Dialogi, których nie ma za wiele, również prezentują wysoki poziom, bo nie są paplaniem o byle czym (np. o pogodzie), tylko rozmowami, które ściśle dotyczą tego, co dzieje się w powieści. Także tempo akcji jest świetnie dostosowane, szczególnie w drugiej połowie historii, gdzie wszystko nabiera maksymalnej prędkości i nie pozwala na odłożenie książki choć na chwilę.
Magdalena (to pełne imię głównej bohaterki) od pierwszego spotkania była dla mnie zwykła, nudną nastolatką, która nie wyściubiała nosa ze swojej norki i wolała wciąż żyć pod pantoflem, zresztą jak większość obywateli Stanów Zjednoczonych. Dopiero kiedy się zakochała i zmieniła diametralnie swoje poglądy, przestała być mi obojętna. Po prostu zaczęłam żyć jej życiem, nawet przy robieniu kanapki zastanawiając się, czy powinna iść na imprezę, powiedzieć o wszystkim przyjaciółce. Większość pozostałych bohaterów to szara masa, która na ślepo brała to, co dyktowało Konsorcjum i jego propaganda, jednak nie warto się na nich skupiać, bo nie brakuje tu także świetnie wykreowanych i różnorodnych charakterów. Wśród nich jest Grace (od razu zdobyła moją sympatię), kilkuletnia dziewczynka, która nic nie mówiła, z powodu czego wszyscy myśleli, że jest niedorozwinięta, ale to nieprawda – i Lena o tym wiedziała. Oczywiście muszę wspomnieć też o Alexie, inteligentnym i czarującym chłopaku, który pokazał Lenie, jak piękne jest życie i czym jest prawdziwa wolność, to zdecydowany motor większości pozytywnych wydarzeń.
Czasem mam wrażenie, że jeśli się tylko obserwuje rzeczy, siedzi się spokojnie i pozwala światu wokół nas po prostu istnieć, to wtedy na krótką chwilę czas zastyga i świat zatrzymuje się w ruchu. Tylko na krótką chwilę. I jeśli komuś uda się żyć w takiej chwili, będzie żył wiecznie.
"Delirium" to powieść, która zawładnęła moim umysłem i porządnie nim wstrząsnęła. Dopiero teraz doceniłam to, że nikt nie każe mi rezygnować z uczuć, nie ogranicza mojej wolności oraz nie ingeruje w moje życie. Dzieło pani Lauren Oliver w stu procentach zasługuje na uwagę, bo mimo że wszystko dzieje się w fikcyjnym świecie, to jednak ma się wrażenie, że jest on rzeczywisty – a wszystko dzięki żywym bohaterom i nieustannie towarzyszącym podczas czytania skrajnym emocjom. Już teraz, kiedy ochłonęłam trochę po mokrym od łez zakończeniu, mam ogromną ochotę na zapoznanie się z kontynuacją "Delirium", bo w głowie kłębi mi się jeszcze wiele pytań, które oczekują odpowiedzi.
Moja ocena: 10/10
Recenzja została napisana dla portalu literatura.juventum.pl

Książkę przeczytałam w ramach wyzwania 

***

Ta piosenka po prostu idealnie pasuje do Delirium i chyba już zawsze będzie mi się kojarzyła z tą książką. ♥

niedziela, 11 sierpnia 2013

Nina i tajemnica ósmej nuty - Moony Witcher


Tytuł: "Nina i tajemnica ósmej nuty"
Autor Moony Witcher
Wydawnictwo: Olesiejuk
Stron: 312

Po sięgnięciu po pierwszą część cyklu powieści stworzonego przez panią Moony Witcher, postanowiłam zapoznać się również z drugą, nawet jeśli ta pierwsza nie zachwyciła mnie tak, jak na to oczekiwałam. Nie lubię niedokończonych serii, dlatego też od razu zaczęłam czytać kontynuację. A w niej...

Nina poszukuje drugiego Arkanu niezbędnego do pokonania Karkona. Niestety przeszkadza jej w tym nowy burmistrz Wenecji - wspólnik złego czarownika, który za wszelką cenę próbuje pozbyć się Niny i jej przyjaciół. Tym razem dzieci udają się do Egiptu, gdzie kontynuują misję dziadka Miszy, której celem jest większy dopływa dziecięcych marzeń na Xorax.

Druga część przygód dziewczynki z Szóstego Księżyca nie pędzi już z taką szybkością jak pierwsza. Za dużo miejsca poświęcone jest według mnie na "numeromagię" i jej objaśnienia, które z premedytacją omijałam, bo zwyczajnie mnie nudziły. Styl autorki się nie zmienił, nadal jest oszczędny w epitetach i opisach chociażby uczuć, a skupia się głównie na przekazaniu faktów, co akurat nie jest tak dobre, jak mogłoby się wydawać. Czasami wolałabym się dowiedzieć więcej o tym, co czuje główna bohaterka, jak przeżywa niebezpieczeństwa.

Jednak najgorszą zmorą tej książki jest bez wątpienia jej tłumaczenie, które po prostu doprowadzało mnie do szału. Od razu widać, że tłumacz nie przeczytał pierwszej części przygód Niny przed zabraniem się do pracy, co poskutkowało tym, że Pąpuś Mydlinek został nazwany Gąbkiem (tego po prostu nie mogę wybaczyć, przecież Gąbek brzmi tak pospolicie), Adonis zastąpiony Adonem, a Sala Dożów Salą Doży. Mogłabym wymieniać dalej, ale raczej nie ma to sensu, nie umniejszy to mojej frustracji. Ten pomysłowy zabieg, który wykonano na potrzeby tłumaczenia, sprawił, że z początku nie potrafiłam zrozumieć, o których postaciach mowa w pewnych momentach, przyjemne uczucie.

Na szczęście Nina przestała być w tej części taką egoistką, więc już mnie tak nie denerwowała. Za to Dodo, który wcześniej trząsł wciąż portkami, wykazał się tutaj odwagą i nawet mi zaimponował, szkoda, że tak drogo za to zapłacił. Pani Witcher postanowiła też zapoznać nas bliżej z nauczycielem Niny - profesorem José, który bardzo pomógł dzieciom w walce z Karkonem i LSL - burmistrzem, również nowym bohaterem, jednak nie tak sympatycznym jak ten pierwszy. W niektórych momentach miałam go ochotę udusić go za te wszystkie kłamstwa i fałszywe zachowanie, oby w kolejnej części szybko stracił posadę.

Niepewność skłania nas do myślenia. A potem odkrywamy, że rozwiązanie było proste. Było tuż obok, w sercu, w głowie. Pośpiech i przekonanie o własnej racji nigdy nie popłaca. Należy zwłaszcza dostrzegać szczegóły, aby podjąć właściwą decyzję.

"Nina i tajemnica ósmej nuty" to ciekawa kontynuacja "Dziewczynki z Szóstego Księżyca", jednak utrzymana na niespecjalnie wysokim poziomie. Wszystkich, którzy zaczęli już przygodę z tą serią zachęcam do sięgnięcia po drugą część, uważam, że jeśli chodzi o akcję, trzyma poziom swojej poprzedniczki i nadal skutecznie zwiększa moją sympatię do Xorax. Szkoda tylko, że powieść ta została tak niefortunnie przetłumaczona...

Moja ocena: 6/10

Książkę przeczytałam w ramach wyzwania


***
W końcu udało mi się zebrać i napisać recenzję. Ładna pogoda i upał w tym tygodniu zdecydowanie nie wpływały dobrze na jakikolwiek wysiłek umysłowy. Na szczęście teraz trochę się ochłodziło (tzn. temperatura nie przekracza już 30 stopni Celsjusza) i można jakoś normalnie funkcjonować. :) 
Jutro, mimo ogromnej niechęci, muszę porozglądać się za podręcznikami, nie chcę obudzić się z ręką w nocniku tuż przed rozpoczęciem roku, dlatego wolę teraz skompletować wyprawkę. 
Aktualnie pochłaniam Delirium, przekroczyłam już połowę książki, o moich wrażeniach dowiecie się już niedługo. 

Miłego wieczoru!

Zostawiam Was z śliczną piosenką. ♥

niedziela, 4 sierpnia 2013

Stosik 4/2013

Dziś przyszedł czas na od dłuższego czasu nieobecny stosik. Wszystkie książki wypożyczyłam w bibliotekach.

Zaczynamy od góry:
1. Kometa nad Doliną Muminków Tove Jansson
2. Małe trolle i duża powódź  Tove Jansson
3. Jeden dzień David Nicholls
4. Delirium Lauren Oliver
5. Ania z Avonlea L. M. Montgomery
6. Rodzina Penderwicków Jeanne Birdsall
7. Wrota czasu Ulysses Moore
8. Nina i tajemnica ósmej nuty Moony Witcher
9. Nina i klątwa Pierzastego Węża Moony Witcher

Właśnie z tymi książkami spędzę drugi miesiąc wakacji. Mam nadzieję, że okażą się świetnymi lekturami.

Miłej niedzieli!


czwartek, 1 sierpnia 2013

Dziewczynka z Szóstego Księżyca - Moony Witcher

Tytuł:  Dziewczynka z Szóstego Księżyca
Autor: Moony Witcher
Wydawnictwo: Panteon
Stron: 304

Dzieci zbyt rzadko marzą i fantazjują. Nie ma się zresztą czemu dziwić, skoro rzadko wysilają swoje szare komórki ‒ wszystko mają podane na tacy. Internet i telewizja nie wymagają od nich specjalnego wysiłku w zinterpretowaniu treści. Czy jedenastoletnia dziewczynka i jej czworo przyjaciół są w stanie sprawić, aby dzieci zaczęły w końcu myśleć i fantazjować?

W chwili rozpoczęcia książki Nina mieszka w Madrycie wraz z dwiema ciotkami, które się nią opiekują. Pewnego dnia dostaje list od swojego dziadka Miszy. Mężczyzna prosi ją, aby przyjechała do niego, do Wenecji. Jeszcze przed wyjazdem dziewczynka dostaje wiadomość, że jej dziadek umarł, jednak nie zmienia swoich planów i wyrusza w podróż. Na miejscu kontynuuje to, co rozpoczął Misza, z pomocą alchemii i czworga przyjaciół staje do walki o planetę Xorax, którą mogą uratować tylko twórcze myśli dzieci.

My, małe istoty o szarych umysłach, musimy się wiele nauczyć. My, żyjący krótko i bez celu, musimy patrzeć w niebo i rozmyślać.

Przyznam się, że przeczytałam tę powieść już po raz drugi. Za pierwszym razem miałam mniej więcej 12 lat i byłam po prostu zachwycona przygodami Niny, mogłam o nich opowiadać godzinami. Teraz chyba się postarzałam, bo książka nie wywarła na mnie już takiego wrażenia jak wcześniej, a oprócz tego zauważyłam w jej treści kilka mankamentów. Język powieści jest bardzo prosty i niewymagający, pozbawiony środków wyrazu, które by go urozmaiciły. Autorka podaje nam suche fakty ‒ Nina zrobiła to, a potem zajęła się tamtym, a Luba powiedziała to i poszła. I tak prawie cała historia utrzymana jest w podobnym schemacie, co miejscami jest dosyć denerwujące. Nie mamy także szans na lepsze poznanie przyjaciół głównej bohaterki, bo zostali oni opisani tylko kilkoma przymiotnikami, co i tak wystarcza, by stwierdzić, że są szablonowi. Sama Nina jest trochę nierealna, według mnie zbyt odważna jak na jedenastoletnią dziewczynkę i czasami wręcz egoistyczna, prawie wszystko chce wykonać sama, dlatego często zdarza jej się po prostu spławiać swoich towarzyszy.

Książka mimo słabego wykonania zawiera jednak pewne przesłanie. Nakłania do fantazjowania, snucia marzeń, bo to właśnie one charakteryzują dzieci i czynią każde z nich pięknym, bo maluchy i te większe smyki potrafią kolorować świat swoimi myślami. Jednak w dobie komputerów, Internetu, telewizji bardzo często zapominają o tej umiejętności. Najwspanialszą rzeczą w tej książce jest zdecydowanie planeta Xorax. Została ona niezwykle pięknie przedstawiona i w ogóle sam pomysł na stworzenie takiego przyjaznego świata jest genialny. Istoty zamieszkujące tę przestrzeń są przyjazne i jednym słowem magiczne. Trudno się oprzeć niektórym z nich, np. Pąpusiowi Mydlinkowi, który wygląda jak chmurka, a do tego wypuszcza ze szczęścia bańki. O wyglądzie stworzonek z Xorax możemy dowiedzieć się z bardzo ładnych i świetnie dopasowanych do treści ilustracji.

Podsumowując, „Dziewczynka z Szóstego Księżyca” to książka z potencjałem, który nie został odpowiednio wykorzystany. Pozwala przenieść się do magicznego laboratorium, odwiedzić Wyspę Wielkanocną, planetę Xorax, jednak nie jest typem literatury wysokich lotów, dlatego wymagający czytelnicy mogą być nią rozczarowani. Po tę powieść powinny sięgnąć jednak dzieci, które z przyjemnością będą śledzić losy małej adeptki alchemii, dlatego to właśnie im polecam tę książkę.

Moja ocena: 7/10

Książkę przeczytałam w ramach wyzwania

***
Uff, w końcu dokończyłam tę recenzję. 
Trudno mi uwierzyć, że dzisiaj mamy już 1 sierpnia, czyli połowa wakacji jest już za nami. Ale nie to jest najważniejsze w dzisiejszym dniu. 

Dokładnie 69 lat temu, o 17 (tzw. Godzina W) wybuchło powstanie warszawskie. Pamiętajmy o jego uczestnikach, poległych i o godzinie 17 zatrzymajmy się na chwilę, przerwijmy pracę, czytanie książki itd., by uczcić minutą ciszy pamięć tych, którzy dzielnie walczyli.

To film o Warszawie w dniu 1 sierpnia we współczesnych czasach.