Jeśli chcesz nadal czytać najnowsze posty na tym blogu, dodaj się ponownie do obserwatorów (najpierw usuń siebie, potem dodaj). Zmieniłam jakiś czas temu adres bloga, dlatego teraz moje ostatnio dodane posty wyświetlają się tylko tym, którzy dodali się do obserwatorów po tej zmianie. Będę bardzo wdzięczna, jeśli jeszcze tu wrócisz. :)

środa, 30 października 2013

Szukając Alaski - John Green

Tytuł: "Szukając Alaski"
Autor: John Green
Wydawnictwo: Bukowy Las
Stron: 320

Miles, czyli główny bohater i narrator książki, to typowy outsider, który nie ma zbyt wielu przyjaciół. Jego największą pasją jest zapamiętywanie ostatnich słów znanych ludzi. W swoim życiu chciałby odnaleźć Wielkie Być Może - doświadczyć rzeczywistości w najintensywniejszy sposób. W tym celu rozpoczyna naukę w renomowanej szkole z internatem Culver Creek. Poznaje tam Alaskę Young - dziewczynę, która odmieni jego życia oraz jej całą paczkę: Pułkownika, Takumiego, Larę. Dzięki nim doświadcza obcych mu wcześniej nieznanych uroków młodości i co najważniejsze - prawdziwej przyjaźni.

"Szukając Alaski" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Johna Greena, o której słyszałam już tak wiele superlatyw. I wcale się im nie dziwię, bo chociaż powieść ta jest jego debiutem, od razu można zauważyć z jaką lekkością autor ten operuje piórem i jak świetlaną przyszłość ma przed sobą. Swój nonszalancki styl pisania potrafi odpowiednio łączyć z trudnymi tematami, które porusza w książce. Pomiędzy zabawne dialogi, wypowiedzi z wyszukanym poczuciem humoru wplata przekaz, który nie powinien pozostać nam obojętny. Jak znamienity dyrygent zarządza naszymi emocjami, które gwałtownie ulegają zamianom podczas tej lektury, w jednej chwili śmiejemy się do rozpuku, a już w następnej czujemy wyraźną suchość w ustach, nieprzyjemny skurcz w żołądku.

Książka jest podzielona na dwie części, pierwsza - "Przed", druga - "Po". Same te tytuły już zwiastują, że pomiędzy tymi okrasami występuje jakieś przełomowe wydarzenie, które diametralnie zmienia charakter następnej części. Najpierw jest wesoło, mamy okazję do śmiechu i osobistego odniesienia się do zachowań bohaterów, np. potępienia/aprobaty (opcjonalnie), potem nastaje czas łez i głębszej refleksji, miejsce na pytania i oczekiwanie na jednoznaczną odpowiedź, która i tak się nie pojawi...  

Spędzasz całe swoje życie w labiryncie, zastanawiając się, jak któregoś dnia z niego uciekniesz i jakie niesamowite to będzie uczucie, wmawiając sobie, że przyszłość pomaga ci przetrwać, ale nigdy tego nie robisz. Wykorzystujesz przyszłość, aby uciec od teraźniejszości.

Bohaterowie tej powieści są niezwykle żywi i oryginalni, czytając o nich miałam wrażenie, jakby byli gdzieś obok mnie. Jest Miles - chłopak z dziwnym hobby, niezastąpiony Pułkownik - organizator wszystkich akcji, żywiołowa Alaska - nieprzewidywalna przewodniczka, dziewczyna "zagadka" czy Takumi - ogniwo wesołości. Prezentują oni różne postawy, problemy, a jednocześnie są przy tym autentyczni. John Green upodobnił ich do typowych, amerykańskich nastolatków ze szkoły z internatem. O ile robienie sobie nawzajem dowcipów czy łamanie zakazu przebywania dziewcząt w pokoju chłopaków i odwrotnie było czymś normalnym i zabawnym, o tyle nieustanne szukanie miejsca do bezkarnego palenia papierosów, picia alkoholu czy zażywania narkotyków było według mnie rażące. Po prostu zakrzywiło to rzeczywisty obraz współczesnej młodzieży, przecież nie wszyscy młodzi ludzie kierują się takimi wartościami, nie wszyscy myślą, że dobrym sposobem na spróbowanie dorosłości jest skosztowanie którejś z używek czy innej "rozrywki" dozwolonej tylko od 18 roku życia. Właśnie ta jedna rzecz mnie denerwowała i przeszkadzała trochę w odbiorze tej historii, nic więcej.

Najbardziej wyróżniającą cechą debiutanckiej powieści Johna Greena jest jednak poruszanie takich sfer i nieodłącznych elementów życia jak przyjaźń, pierwsza miłość czy śmierć. Namacalnie czujemy zderzenie z tymi sprawami, nawet jeśli w rzeczywistości nie dotyczą nas one. Autor nie próbuje nas na siłę umoralnić, wskazać właściwą drogę, a jednak umiejętnie manipuluje naszą świadomością, zadając trudne pytania, chociażby Jak wydostać się z tego labiryntu cierpienia? i nie udzielając na nie odpowiedzi. Pozostawia nam jedyną możliwość poznania prawdy - samodzielne poszukiwania, a na marginesach swojej historii daje nam miejsce na własną interpretację. I tak też kończymy lekturę tej książki... Z głową pełną pytań, na które nie ma prawidłowej odpowiedzi.

"Szukając Alaski" to naprawdę poruszająca i zasługująca na uwagę lektura. Dowodzi temu, że literatura młodzieżowa wcale nie musi być płytka i bez polotu. Powieść Johna Greena jest pozycją w pełni ambitną, bo zwraca uwagę na wiele istotnych spraw w naszym ziemskim życiu, chwyta za serce, a następnie nie odpuszcza. Jej przekaz wciąż jest gdzieś obok nas, jak natrętna mucha brzęczy nam gdzieś pomiędzy prawym a lewym przedsionkiem...  

Moja ocena: 8/10

Za możliwość przeczytania "Szukając Alaski" dziękuję wydawnictwu
***
Na szczęście jeszcze tylko jutro do szkoły i 3 dni wolnego. Trochę pracowite, bo będą obfitowały w wiele wizyt na cmentarzach, ale mimo tego bardzo przyjemne, to wspaniała okazja na przebywanie z rodziną. :) 

Uważnie śledźcie bloga, w najbliższym czasie pojawi się tu niespodzianka. Coś, co uwielbiają wszystkie tygryski, czyli KONKURS!

Do jak najszybszego usłyszenia!

niedziela, 27 października 2013

Szympansy z azylu Fauna. O przetrwaniu i woli życia - Andrew Westoll

Tytuł: "Szympansy z azylu Fauna. O przetrwaniu i woli życia"
Autor: Andrew Westoll
Wydawnictwo: Wydawnictwo Czarne
Stron: 320

My, ludzie, uważamy się za bardzo delikatne i wrażliwe istoty. Jesteśmy podatni na ból fizyczny i psychiczny, zazwyczaj płaczemy, kiedy ktoś nam go zadaje. Próbujemy eliminować z naszego życia przemoc, tępić morderstwa, znęcanie się nad ludźmi, ale w swoich staraniach zapominamy o ochronie innych istot, które także zamieszkują naszą planetę, a mianowicie zwierząt.
Uznając, że stworzenia te nie mają duszy, zdolności abstrakcyjnego myślenia, świadomie budujemy barierę pomiędzy naszymi gatunkami. I tak naprawdę nie byłoby w tym nic złego, gdybyśmy nie narażali zwierząt na cierpienie, nie traktowali ich jak przedmioty, na których możemy w niehumanitarny sposób wyładować swoją frustrację czy przetestować nowinki medyczne. Niestety jednak nadal nie zdajemy sobie sprawy z tego, że obok często używanego przez nas stwierdzenia „zachowywać się jak zwierzę” powinniśmy znaleźć miejsce dla stwierdzenia „zachowywać się jak człowiek”, które mogłoby być synonimem zadawania cierpienia słabszym od nas istotom.
Przepełniał nas szacunek dla tych istot i dla wszystkiego, co przeszły. A one myślały po prostu, że to kolejne laboratorium. Myślały, że ogłuszenia i operacje mogą w każdej chwili powrócić. Nic zatem dziwnego, że tak długo nie chciały uwierzyć, że wreszcie trafiły w bezpieczne miejsce.
Książką, która zmusiła mnie do takich przemyśleń, jest „Szympansy z azylu Fauna. O przetrwaniu i woli życia”. Opowiada ona historię rocznego pobytu kanadyjskiego zoologa i biologa, Andrew Westolla, w schronisku dla „emerytowanych szympansów”, które zostały uratowane z laboratoriów biomedycznych. Testowano tam na nich leki, poddawano je eksperymentom i badaniom, uzasadnianym korzyściami dla ludzkości. W azylu Fauna Andrew wraz z Glorią, Richardem i innymi pracownikami schroniska uczestniczy w procesie zabliźniania ran trzynastu skrzywdzonych przez ludzi szympansów. Pisarz opowiada w reportażu głównie o opiece nad tymi ssakami naczelnymi, problemach, jakie napotykają one w relacjach pomiędzy swoim gatunkiem czy w nawiązywaniu kontaktów z opiekunami. Przybliża także historię każdego z szympansów, nakreślając tym samym genezę okaleczenia tych zwierząt i zaznaczając, jak skutki tej gehenny odbijają się w ich psychice i zdrowiu.
Autor bez upiększeń i filozoficznych uniesień opisuje nawet tak prowizoryczne czynności jak sprzątanie stanowisk naszych „krewniaków”, notuje swoje obserwacje dotyczące ich zachowań, emocji. Pomiędzy tymi informacjami zamieszcza także historię azylu Fauna, zwraca uwagę na poświęcenie i oddanie pracowników, głównie Glorii i Richarda – inicjatorów powstania farmy dla poddanych destrukcji szympansów. W swoich relacjach pisarz jest szczery, skrzętnie zwierza się z uczuć, wątpliwości, jakie nim targają, dzięki czemu lektura ta uderza swoją wiarygodnością. Narrator nie udaje odważnego wojownika, gotowego zbawić świat bez względu na żadne niebezpieczeństwo, jest zwykłym człowiekiem, któremu nieobce są lęki, pytania.
Cały reportaż czytało mi się bardzo szybko, ale nie mogłabym powiedzieć, że przyjemnie. Nie, to słowo jest zdecydowanie nieodpowiednie w przypadku tej lektury, bo była ona pełna brutalnych faktów, które mnie jednym słowem przybiły. Czasami nie potrafiłam powstrzymać łez, gdy czytałam o traumie, jakiej doświadczały szympansy z azylu Fauna (często od najmłodszych lat). Ich los nie był dla mnie obojętny, czuję, że dzięki reportażowi pana Westolla zbliżyłam się do tych zwierząt, co może wydać się dość dziwne. Przecież z teorii ewolucji wynika, że ssaki te są z nami, ludźmi, bardzo blisko spokrewnione, ale ja nigdy tego nie dostrzegałam, a może nawet nie chciałam dostrzec. Dopiero dzięki lekturze tego wstrząsającego reportażu zauważyłam, jak wiele nas z nimi łączy. Najgorsze jest jednak to, że zamiast otaczać opieką naszych „ewolucyjnych braci”, narażamy ich na cierpienie, a nawet śmierć, zasłaniając te okrucieństwa płaszczem perfidnej dobroczynności. Jakim prawem możemy krzywdzić te bezbronne zwierzęta?! Nic tego nie usprawiedliwia, nic! Nazywamy siebie wyższymi ssakami naczelnymi, chociaż na to nie zasługujemy, bo mimo swoich zdolności do miłości, współczucia bez zmrużenia oka potrafimy katować, zabijać.
Czy „Szympansy z azylu Fauna…” mogę polecić? Chyba nie, bo jest to jedna z tych lektur, których przeczytanie powinno być naszą własną potrzebą. Ja taką potrzebę odczułam i dlatego sięgnęłam po tę książkę. Nie żałuję, otworzyła ona moje oczy na problem, który zawsze wydawał mi się odległy i dosyć nieprawdopodobny. To bez wątpienia wstrząsająca historia, której prawdziwość po prostu boli. Mam nadzieję, że nie zabraknie wrażliwych ludzi gotowych na jej poznanie i odwiedzenia ciepłego przytułku trzynastu doświadczonych przez los szympansów, które walczą o przetrwanie, nie tracąc woli życia...


Moja ocena: 9/10

***
W końcu mamy już piątek. Ten tydzień był dla mnie baaardzo trudny, pełno sprawdzianów, kartkówek, prac domowych, nie miałam nawet kiedy sięgnąć po jakąś książkę do czytania. Niestety, następny tydzień zapowiada się podobnie. :( Powoli wysiadają mi akumulatorki, najchętniej przespałabym cały dzień, ale niestety nie mogę sobie na to pozwolić, bo czeka mnie nauka czasowników nieregularnych z niemieckiego i państw świata ze stolicami na geografię, sprawdzian z matematyki i fizyki. Dobrze, że chociaż kolejny piątek jest wolny.
Trzymajcie się, zostawiam Was z Florence...


niedziela, 6 października 2013

Pollyanna - Eleanor Hodgeman Porter

Tytuł: "Pollyanna"
Autor: Eleanor Hodgeman Porter
Wydawnictwo: Egmont
Stron: 272

Czy istnieje jakiś przepis na szczęście? Taka receptura, która nie pozwoli nam się nigdy smucić, a tylko radośnie przeżywać każdy dzień... Chyba jeszcze nikt nie poznał jej składu i najprawdopodobniej nie pozna, bo według mnie taka mikstura nie istnieje. Cierpienie, smutek to nieodłączne elementy życia, które możemy tylko i wyłącznie nauczyć się znosić. Jak? Tego może nas nauczyć jedenastoletnia dziewczynka...

Po śmierci ojca Pollyanna trafia na wychowanie do surowej, oschłej ciotki Polly. W ponurym dotąd domu, a nawet w miasteczku wraz z przyjazdem dziewczynki pojawia się iskierka radości. Mała sierotka zdobywa serca wszystkich mieszkańców, nawet tych najsmutniejszych, dzięki pogodzie ducha i swojej niezwykłej grze w radość.

Historia stworzona przez panią Porter przybliża nam postać dziewczynki, której śmierć rodziców ani inne trudności w życiu nie są w stanie załamać. Wciąż pozostaje ona radosnym dzieckiem i swoim uśmiechem zaraża wszystkich wokoło. I może jest to naiwna powiastka, która nijak wpisuje się w naszą rzeczywistość, ale z pewnością nie można odmówić jej uroku i tego, że pozwala nam odnaleźć w sobie wewnętrzne dziecko - istotę, która spogląda na świat wrażliwym na radosne kolory okiem. 

Bohaterowie tej książki są różni, jedni zgorzkniali i ponurzy, inni prostoduszni i weseli. Do tych pierwszych można bez wątpienia zaliczyć ciotkę Polly, panią Snow bądź pana Pendletona, ale reprezentantów drugiej grupy jest zdecydowanie więcej, chociażby przez fakt, że smutna część mieszkańców Beldingsville za sprawą wesołej podopiecznej panny Polly, po jakimś czasie dołączyła do radosnego grona. Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że wszyscy bohaterowie wykreowani przez autorkę zasługują na uwagę, każdy z nich ma w sobie tę odrobinkę dobra, którą wystarczy tylko dostrzec, tak jak zrobiła ta Pollyanna.

Lektura powieści pani Porter była bardzo przyjemna, razem z główną bohaterką poznawałam nowych ludzi, przeżywałam zabawne przygody i z lekką tęsknotą myślałam o czasach, których nie dane było mi przeżyć. Oczywiście przy czytaniu tej książki udzielił mi się także wszechobecny w niej optymizm, którego największym źródłem była główna bohaterka - żywe srebro. Poza tym świetnie wyważone tempo akcji, nienużące opisy sprawiły, że ze smutkiem przewróciłam ostatnią stronę. Idąc za przykładem Pollyanny postanowiłam jednak znaleźć w tym dobrą stronę - dzięki temu, że skończyłam wcześniej czytać książkę, być może znajdę czas, aby pouczyć się do kartkówki z fizyki, która czeka mnie w tym tygodniu. Nie można też zapomnieć o nowym, wspaniałym wydaniu z którym miałam okazję się zapoznać, z pewnością zasługuje ono na uwagę. Duża, przejrzysta czcionka i piękna szata graficzna jeszcze umiliły mi chwile spędzone na lekturze. 

"Pollyanna" to urocza i ciepła historia, która ma niesamowitą moc... Potrafi rozgrzać serce swoją prostotą i dać do zrozumienia jak miłe może być życie, gdy umie się dostrzegać w nim przejawy szczęścia, nawet te najmniejsze. Polecam tę powieść miłośnikom Ani z Zielonego Wzgórza i wszystkim tym, którzy potrzebują przyjemnej dawki optymizmu.

Moja ocena: 9/10

Za możliwość przeczytania książki dziękuję

***
Kto wymyślił fizykę? : < Jeśli się dowiem, z pewnością nieuprzejmie podziękuje temu człowiekowi. Przez niego (zakładam, że był to mężczyzna, kobieta nie mogła być tak bezduszna) muszę odkrywać tajniki siły dośrodkowej, zamiast oddawać się lekturze jakiejś ciekawej książki...
Napisałabym coś jeszcze, ale przypomniałam sobie, że muszę jeszcze przygotować strój na jutrzejszy Dzień Bajek Disneya w mojej szkole. :D

środa, 2 października 2013

Oczarowanie. Życie Audrey Hepburn - Donald Spoto

Tytuł: "Oczarowanie. Życie Audrey Hepburn"
Autor: Donald Spoto
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Liczba stron: 282

Osoby Audrey Hepburn raczej nikomu nie trzeba przedstawiać. Jest to jedna z największych legend kina, modelka i działaczka humanitarna. Jako aktorka została nawet uhonorowana w 1954 r. Oskarem za kreację pierwszoplanowej bohaterki w "Rzymskich wakacjach". Mimo że od jej śmierci minęło już 20 lat, nadal jest uważana za ikonę stylu, a przede wszystkim wzór do naśladowania, bo Audrey była nie tylko fenomenalną aktorką, ale co najważniejsze wrażliwą na ludzkie cierpienie osobą. Wydaje się, że była niemal idealnym człowiekiem, jednak tak jak każdy z nas miała swoje tajemnice, które zgłębić zdecydował się autor jej biografii, Donald Spoto.
Bez wątpienia życia Audrey nie można zaliczyć do najłatwiejszych, ponieważ już od najmłodszych lat przyszła gwiazda kina musiała zmierzyć się z kłótniami, a potem rozwodem rodziców, wojną w Holandii i snującym się za nią głodem, niedożywieniem, które przez długi czas podążały jej śladami. Aktorka nie miała dostatniej ilości szczęścia w miłości, co skutkowało kilkoma nieudanymi związkami; stale pogrążona była pracą i powoli pięła się po szczeblach kariery. Wiele osób zapewne zdziwię stwierdzeniem, że życie kobiety sukcesu, za którą pewnie wszyscy uważamy Audrey, nie było usłaną różami ścieżką. Bardziej przypominało ono kamienistą drogę, na której okazyjnie pojawiały się chwile uniesienia i bezgranicznej radości. Droga ta była także pełna niebezpiecznych zaułków, w których Audrey czasami się gubiła, wpadała w depresję czy zapalała kolejnego papierosa…
Była w zasadzie bardzo niepewną siebie osobą, a ta niepewność sprawiała, że wszyscy się w niej zakochiwali… Była gwiazdą, która nie potrafiła dostrzec własnego blasku.

Od razu nasuwa się pytanie: w jaki sposób najlepiej przedstawić życie takiej osoby? Myślę, że chyba najwłaściwszym wyjściem jest odrzucenie pragnienia sensacji, a co za tym idzie – subtelne podejście do sprawy. Donald Spoto nie wmaszerował z brudnymi buciorami do życia Audrey, tylko delikatnie otworzył drzwi i wszedł w nie po cichutku, na paluszkach. Zapisał tylko to, co wydało mu się najważniejsze, a w swojej książce przedstawił jedynie fakty. Ukazał istotne momenty z życia aktorki, te najszczęśliwsze i najsmutniejsze, zaczynając od narodzin, a kończąc na śmierci. Dokładnie opisał apogeum kariery Audrey, ale nie zapomniał także o ważnej w jej życiu działalności charytatywnej. Szkoda tylko, że raczej niewiele dodawał od siebie, a skupił się tylko na przekazywaniu konkretnych wiadomości, być może lektura stałaby się jeszcze ciekawsza.
Dosyć trudno jest pisać o biografii, bo jej autor nie wykreował sam postaci, nie poruszał za ich sznureczki ani nie wymyślił historii, którą przedstawił. Tę historię napisała sama Audrey, użyła własnej czcionki i wybrała kolor kartek. Kontrast pomiędzy jasnością bieli a czernią doskonale odzwierciedla istotę jej życia, sporadycznie nawiedzanego przez ogromne sukcesy, przyćmiewające nieszczęśliwe epizody. Jednak nawet one nie były w stanie przeszkodzić w rozkwicie wspaniałej inspiracji wielu projektantów i zwykłych kobiet, rozkwicie, który uważnym, ale nie nieomylnym okiem, obserwował cały świat.
"Oczarowanie. Życie Audrey Hepburn" jest interesującą i dokładną biografią, dzięki niej jeszcze lepiej poznałam kobietę, która mimo ogromnej sławy nie zapomniała o tym, co w życiu najważniejsze – o drugim człowieku. Dowiedziałam się jaka była naprawdę - jako córka, żona, matka - i poczułam do niej jeszcze większą sympatię. Polecam tę lekturę nie tylko pasjonatom kina czy wielbicielom aktorki, zachęcam do przeczytania jej także osoby, które być może nie zauważyły lub nie zainteresowały się tym pięknym motylem, który mimo próby czasu wciąż błyszczy.
Moja ocena: 8/10

Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi

***
Mamy już środę! : O A jeszcze nie tak dawno był poniedziałek. Teraz czekam tylko na weekend i żyję myślą byle do piątku. Chociaż nienienie - w piątek mam biologię! -.- No to do piątkowego wieczoru! Dzisiaj, o dziwo, nie mam nic zadanego na jutro, ale muszę pouczyć się genetyki, bo pojutrze szykuje się porządne odpytywanko. :/ 
Życzę Wam ciepłego wieczoru z kubkiem parującej herbaty/kakao. :)